PlanetKIWI – Simon's travel blog https://planetkiwi.pl PlanetKIWI - Simon's travel blog Wed, 05 Jun 2019 20:38:23 +0000 pl-PL hourly 1 Goryle we mgle https://planetkiwi.pl/2019/06/05/goryle-we-mgle/ https://planetkiwi.pl/2019/06/05/goryle-we-mgle/#respond Wed, 05 Jun 2019 19:56:50 +0000 https://planetkiwi.pl/?p=9111 🇵🇱 Goryle we mgle, czyli jak tropiliśmy te wspaniałe małpy w Ugandzie.

🇬🇧 Gorillas in the mist – how we tracked this amazing apes in Uganda.

🇵🇱 Do Ugandy pojechaliśmy przede wszystkim po to, żeby zobaczyć goryle. To jedno z trzech państw świata, w których można zobaczyć goryla górskiego na wolności. Na granicy Demokratycznej Republiki Konga, Rwandy i Ugandy znajdują się Góry Wirunga, w których na wysokości ponad 2000 m n.p.m., w parkach narodowych (Wirunga w Kongo, Wulkanów w Rwandzie oraz Mgahinga i Bwindi w Ugandzie) żyją goryle. Jeden z pierwszych odkrywców Afryki opisał je w swoim dzienniku w taki sposób: „Ludzie, którzy w większości byli kobietami, których ciała były bardzo owłosione, a nasi tłumacze nazywali je goryle”. Dziś już nie wiadomo, czy to rzeczywiście były goryle, ale tak są odtąd nazywane.

🇬🇧 We went to Uganda most of all to see the gorillas. Uganda is one of the three countries in the world where you can see the mountain gorillas in the wild. They live in Wirunga Mountains, in the national parks at over 2000 meters above the sea level, on the border of Democratic Republic of Congo, Rwanda and Uganda. In Congo it is Wirunga National Park, in Rwanda – Volcanoes National Park and in Uganda – Bwindi Impenetrable Forest and Mgahinga National Park. One of the first explorers of Africa described gorillas in is diaries this way: “People, mostly women, whose bodies were very hairy and our translators were calling them <gorillas>”. Today we don’t know if they really met gorillas, but this is how they are called since then.

🇵🇱 Nasz trekking odbył się w Mgahinga National Park. Drugim miejscem w Ugandzie, gdzie można zobaczyć goryle jest Bwindi Impenetrable Forest (Nieprzenikniony Las Bwindi – piękna nazwa, prawda?), ale ponieważ słyszeliśmy, że jest tam więcej odwiedzających, wybraliśmy inne miejsce. W Mgahinga widzieliśmy, jak ludzie dbają o goryle górskie. Może do nich dojść zaledwie jedna grupa dziennie i to złożona tylko z 8 osób. Poza tym, nie można przebywać przy małpach dłużej niż godzinę, żeby się nie zdenerwowały. Goryle są też pod stałą kontrolą i opieką. Jeżeli coś się któremuś stanie, strażnik strzela do niego z naboi usypiających, a weterynarz operuje, zaszywa rany, podaje leki itp. Następnie odstawia się takiego osobnika z powrotem do stada.

🇬🇧 For our trek we chose Mgahinga National Park. The second place where you can see the gorillas is Bwindi Impenetrable Forrest (beautiful name, isn’t it?), but we chose Mgahinga because there are less people there. We saw how the locals take care of the gorillas. You can visit the gorillas only in one group per day, not more than 8 people. And you can stay there only for one hour, not to make them nervous. The apes are also monitored and watched by the rangers. If anyone is ill they shoot it with tranquilizers so it falls asleep and then the vet can heal the wounds, give medicines and so on. Later it joins the family.

🇵🇱 Trekking rozpoczęliśmy od briefingu, na którym wyjaśniono nam wszystkie zasady. Z naszą grupą szli również dwaj uzbrojeni strażnicy. Zdziwiłem się, ale wytłumaczyli, że to dla naszej ochrony, ponieważ często szlak przekraczają dzikie słonie czy lamparty, które mogą być agresywne. Wówczas wystarczy wystrzelić w górę, żeby odeszły. Wyruszyliśmy około 8:15. Czasami trekking to nawet kilka godzin wspinania się na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Przed nami, jeszcze w nocy, ruszyli trackersi, czyli osoby, które tropią goryle, a następnie przekazują strażnikom informacje gdzie można je znaleźć. W trakcie drogi usłyszeliśmy głos w krótkofalówce strażnika. Ten zatrzymał się i przez chwilę rozmawiał. Okazało się, że mamy wielkiego farta, bo stado goryli jest blisko, zaledwie 2-3 godziny drogi. Od tego momentu cała grupa przyspieszyła. Trzeba było przecież dojść zanim goryle się przemieszczą! Zwalnialiśmy tylko przy odchodach słoni i wydeptanych przez nich ścieżkach uważnie obserwując czy któregoś nie ma w okolicy. Po jakiś 2 godzinach strażnik stanął i podniósł głowę do góry. Patrzyłem zdziwiony co robi. Wciągnął głęboko nosem powietrze, uśmiechnął się i zapytał czy czujemy… zapach goryli – są już blisko. Spróbowałem zrobić to samo, ale szczerze to nic szczególnego nie czułem.

🇬🇧 We started the trek with the briefing when the rangers explained all the rules to us. Two armed guards also joined our group. I was a little curious but the told me that this is for our security, because the path where we would walk is often crossed by wild elephants or leopards, which can be dangerous. Then the guards fire in the air and they get scared and run away. We started the trek at around 8.15. Sometimes, it is a few hours of trek at over 2000 meters above the sea level, so it can be challenging. Before we started, still at night, the trackers who spot the gorillas went to the forest to look for them. When we were walking we heard a voice in our ranger’s walkie-talkie. He stopped and talked for a while. It turned out that we were really lucky, because the gorilla family was only 2-3 hours from us. From then on our group moved faster. We had to get there before the apes move away! We stopped only when we spotted elephant’s poo to look around and check if there are any around. After 2 hours the ranger stopped and move his head up. I watched him. He started sniffing the air, then smiled and asked us if we felt the smell of the gorillas. But we didn’t. „They are really close” – he said.

🇵🇱 Po kolejnych kilkunastu minutach marszu wreszcie je odnaleźliśmy. Najpierw zobaczyłem jedynie ciemny zarys w krzakach. Zrobiła się kompletna cisza, a prowadzący tylko dawali sobie znaki. Zwierzęta nie lubią hałasu. Musieliśmy przedostać się przez chaszcze na polanę, gdzie siedziała sobie spokojnie część goryli, w tym także silverback, czyli samiec alfa. Nazwa silverback wzięła się stąd, że ma on srebrny kolor sierści na plecach. Przyznam, że widok tego supergoryla był szokujący! Miał ze 180 cm wzrostu, prawie czarne owłosienie i ważył ze 150 kg. Podobno mogą one osiągać nawet 230 kg! Stanęliśmy jak wryci i nikt się nie ruszał. Bałem się tylko tego, że spojrzy na nas i zacznie bić się po klatce pięściami. Wiecie, to co śmiesznie wygląda w filmach i bajkach, tutaj jest bardzo niebezpieczne. Oznaczałoby to, że pokazuje nam kto tutaj rządzi, a tak robi tylko gdy się wkurzy. Na szczęście uznał, że nie stanowimy zagrożenia, usiadł i zaczął wsuwać jakieś gałązki. Po chwili pojawiło się kilka samic i dwa małe gorylki. Ależ one wszystkie miały cudne czarne oczyska!

🇬🇧 After next fifteen minutes we finally found them! In the beginning I only saw a dark figure in the bushes. We went completely silent. Only the rangers were giving signs to each other. The animals don’t like noise. We had to go through thick bushes to the clearing where the gorilla family was sitting. Among them there was a silverback – the alpha male. They are called silverback after their silver colored hair at the back. It was quite shocking! The supergorilla was 180 c tall, all black (except for the silver back) and it weighed around 150 kg. The rangers said that they can reach even 230 kg! We stopped and no-one moved. I was scared that it would start beating its chest. You know, it looks funny in the movies or cartoons, but in reality it is very dangerous. In this way they show who is the boss and that’s what they do when they feel angry or threatened. Luckily, it looked at us and decided that we were not a danger, so started biting some sticks. After a while a couple of females and two small baby gorillas came. They were so cute! And their eyes were amazing!

🇵🇱 Wiecie, że badaczka goryli Dian Fossey wcale nie poznawała goryli po figurze, kształcie twarzy czy oczach? Najważniejszą dla niej rzeczą był nos. Każdy goryl górski ma bowiem inny szlaczek skóry na nosie. One przyglądała im się, odrysowywała nosy, a potem uczyła ich na pamięć. „Rozmawiała” z gorylami naśladując je. Rzecz, której nie mogła naśladować to było uderzanie rękami o klatkę piersiową, ponieważ to było jednoznaczne z wyzwaniem goryla na pojedynek. Bić się z gorylem? Trochę słabo. W trakcie naszego trekkingu właśnie Dian Fossay była dla mnie przykładem, jak powinienem się zachowywać. Goryl na mnie patrzy? Głowa w dół, nie patrzę mu w oczy, zrywam liść i udaję, że go jem, jakbym był jednym z nich. Zachwycony kucałem i oglądałem goryle, ich sposób poruszania się, słuchałem dźwięków które wydają, patrzyłem jak bawią się z małymi i wiecie co? One są bardzo do nas podobne! Małe wariują, wieszają się na gałęziach, biegają, skaczą na młode goryle i samice – normalnie jak ludzkie dzieciaki.

🇬🇧 Do you how Dian Fossey, the scientist who studied gorillas, could tell them apart? It wasn’t their posture, face shape or eyes. The most important thing was the nose! Every gorilla has a different pattern on its nose. Dian looked at the noses, drew them and memorized them. She also tried to communicate with the gorillas mimicking their behavior. The only thing she couldn’t do was beating the chest because that would mean challenging the gorilla to fight. It wouldn’t be smart. During our trek I tried to behave like Dian Fossey. When the gorilla looked at me I looked down at the ground, started picking up some sticks or leaves and pretended to bite them, as if I was one of them. I was so amazed. I could watch them for hours – how they move, eat, play with the babies. You know what? They are like us. Especially the little ones. They were chasing each other, climbing the trees, falling down, jumping at the mothers or other juvenile gorillas. Just like small kids. The scientists say that the DNA of the gorillas is 95% same as human…

🇵🇱 Ja też miałem śmieszną przygodę z małym gorylkiem. Doszliśmy do miejsca, gdzie na środku polanki leżała sobie mama gorylica z takim maluszkiem. Karmiła go piersią. Ponieważ chciałem mieć jak najwięcej dobrych zdjęć, to w ręku trzymałem telefon i aparat, a między nogami kamerę. W pewnym momencie maluch ruszył w moją stronę. Jak to zobaczyłem, spuściłem głowę i zacząłem się wolniutko cofać. Nagle: ŁUP! Kamera uderzyła o ziemię. Gorylątko natychmiast się nią zainteresowało i przysunęło jeszcze bliżej. Był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Zamarłem i wstrzymałem oddech. Szybka kalkulacja w głowie…. Raczej się na mnie nie rzuci. Przechyliłem się, złapałem kamerę i uklęknąłem na ziemi z głową w dół. Gorylek spojrzał na mnie i spokojnie wrócił do mamy. Było to dla mnie jedno z najbardziej niezwykłych przeżyć: cudowne i straszne. Pomyśl, co by było jakby gorylica się zdenerwowała… Zastanawiałem się dlaczego doszedł tak blisko właśnie do mnie. Rangersi powiedzieli, że zainteresował się mną, bo byłem niewiele większy od niego i pewnie chciał się pobawić…

🇬🇧 I had a funny story with the gorilla baby, too. We went to a place where there was a gorilla mum with one baby. She was breastfeeding the baby. I wanted to have many good photos, so I had a camera and a phone in my hands and a videocamera between my legs. Suddenly, the little gorilla came very close to me. I lowered my head, looked at the ground and started moving slowly back. Then: bum! My camera fell on the ground. The gorilla became very curious and moved even closer. It was at my hand’s reach. I stopped moving and held my breath. Quick thinking… it won’t probably attack me. I leaned forward, grabbed the camera and knelt on the ground with my head down. The little gorilla looked at me and moved back relaxed to its mum. It was just amazing. Wonderful and scary, too. Imagine what could happen if its mother got angry… I was wondering why it moved so close to me. The rangers told me that probably it was curious because I was only a little bigger than itself and maybe he wanted to play…

 

🇵🇱 Miałem wrażenie, że dopiero tam przyszliśmy, kiedy strażnik pokazał, że minęła już godzina i musimy iść. Wracając dużo myślałem o tych zwierzętach. Są tak niezwykłe, piękne, mądre i spokojne, a trzeba je chronić przed kłusownikami, którzy wierzą w jakieś przesądy, że np. dłoń goryla ma działanie lecznicze. I zabijają je… dla tej dłoni… Teraz na świecie jest tylko 1010 osobników na wolności (według badań z 2018 roku) i są one krytycznie zagrożone wyginięciem…

🇬🇧 I had a feeling that we only got there, when the ranger said that the hour is over and we have to go. On our way back I was thinking a lot about this amazing animals. They are so unique, beautiful, smart and calm. And people must protect them from the poachers who believe in some stupid superstitions that the gorilla’s hand can heal. And they kill them… to get their hands. Now there are only 1010 mountain gorillas in the wild (according to research in 2018) and they are critically endangered…

 

🇵🇱 Informacje praktyczne / 🇬🇧 Practical info

🇵🇱 Z trzech krajów, w których można oglądać goryle górskie, wybraliśmy Ugandę. W Rwandzie jest to dużo droższe, a w Demokratycznej Republice Konga czasami bywa niebezpiecznie.

Trekking do goryli górskich w Ugandzie można zrobić w Mgahinga (jest mniej ludzi i łatwiej zrobić zdjęcia, bo goryle mieszkają w lesie bambusowym, a nie w dżungli) albo w Bwindi Impenetrable Forest (więcej turystów, ale jest kilka rodzin goryli do wyboru i sama dżungla jest bardziej gęsta).

Zezwolenia na trekking trzeba załatwiać dużo wcześniej, co najmniej na kilka tygodni przed przyjazdem, a w sezonie nawet na kilka miesięcy.

Trekking zorganizowaliśmy przez małe lokalne biuro Encounter Africa Safaris. Naszym kontaktem był Patrick Atalyeba, który wszystko bardzo sprawnie i bez problemu nam zorganizował. Mimo, że nie braliśmy od nich wycieczki, bo podróżowaliśmy po Ugandzie sami wynajętym samochodem, to zawsze kiedy potrzebowaliśmy pomocy podczas podróży, Patrick był na nasze zawołanie.

Na spotkanie z gorylami górskimi mogą chodzić dzieci dopiero powyżej 15 roku życia. Można jednak załatwić specjalne zezwolenie – skontaktujcie się z Patrickiem Atalyeba, on na pewno Wam pomoże. Ja miałem dopiero 12 lat, ale przygotowywałem reportaż dla National Geographic Kids, miałem też doświadczenie z dzikimi zwierzętami, więc władze parku narodowego wyraziły zgodę.

🇬🇧 Out of the three countries where you can see mountain gorillas, we chose Uganda. In Rwanda it is much more expensive, and in Democratic Republic Of Congo sometimes it is not so safe.

In Uganda you can trek gorillas in Mgahinga (less tourists and easier to take pictures, because the gorillas live in the bamboo forest, not in a dense jungle) or in Bwidni Impenetrable Forest (more people, but there are a couple of gorilla families to choose from and the jungle is more beautiful).

Special permits to trek the gorillas have to be arranged at least a few weeks before and in the high season even a couple of months before.

We arranged the trek with a local tour operator Encounter Africa Safaris. Our contact was Patrick Atalyeba, who arranged everything very smoothly. Although we did not buy a package tour from them (we were self-driving through Uganda) Patrick was always very helpful whenever we needed help during our trip.

Gorilla trekking with kids is theoretically possible for children over 15 years old. But you can arrange a special permit for younger kids. I was only 12 years old but I was preparing a reportage for National Geographic Kids and I had experience with wild animals so it was easier and the national park authorities gave me the permit. You can contact Patrick Atalyeba and I am sure he will help you.

]]>
https://planetkiwi.pl/2019/06/05/goryle-we-mgle/feed/ 0
Deadly souvenirs https://planetkiwi.pl/2017/11/06/deadly-souvenirs/ https://planetkiwi.pl/2017/11/06/deadly-souvenirs/#respond Mon, 06 Nov 2017 18:55:47 +0000 http://planetkiwi.pl/?p=8639 🇬🇧 The second part of the trek in Bukit Lawang, Sumatra

🇵🇱 Druga część trekingu w Bukit Lawang na Sumatrze

During the trek in Bukit Lawang we saw big trees with huge branches and roots. You know how I like climbing the trees 😉 It was awesome! The second part of the trek was easier because we walked through the river. So we didn’t have to climb 🙂 After a long trek, we finally got to our small camp. There was my friend Michasia with us so we changed clothes and jumped into the small river. We were there for a very long time but suddenly someone shouted:

– Crocodile

-Aaaaaaaa! Crocodile – Michasia looked a bit scared

-Where? -I asked

– There- she showed on a monitor lizard.

-Oh, that is only a monitor lizard.

– But it’s dangerous.

My mum took a camera and started filming it. Suddenly it disappeared under water and after a few seconds it appeared near to my mum and started growling on her. Maybe it doesn’t like pictures 😉 It was a bit scary, my Mum even jumped when it came close to her. This story took place about 3 times because we were playing in the water for a long time. And the lizard kept coming out. But it didn’t come close to us any more.  Then we jumped a few times from the high rock (you know how I love it ;)) and went out of the water. We were so tired, that we only ate dinner and went to sleep in our hut made of sticks.

Podczas trekkingu w Bukit Lawang spotkaliśmy też niesamowite ogromne drzewa z wielkimi konarami, na które można się było wspinać. Wiecie jak uwielbiam łazić po drzewach, no nie? To było super! Druga część trekkingu była łatwiejsza, bo szliśmy przez rzekę, więc nie trzeba było się wspinać. Po długim marszu wreszcie dotarliśmy do naszego małego obozu nad rzeką. Ponieważ była z nami moja koleżanka Michasia, to przebraliśmy się w stroje kąpielowe i wskoczyliśmy do małej rzeczki. Pływaliśmy dość długo, gdy nagle ktoś krzyknął:

– Krokodyl!

– Aaaaa, krokodyl – przestraszyła się Michasia.

– Gdzie? – zapytałem.

– No tam – I pokazała na wielkiego warana.

– A, to tylko waran – uspokoiłem ją.

– Ale on jest niebezpieczny!

– No, może troszeczkę.

Ja bardzo lubię warany i jakoś się ich nie boję, ale wiem, że czasami również i one mogą próbować atakować. Ten był wyjątkowo duży i piękny. Moja mama wzięła kamerkę i zaczęła go filmować. Nagle waran zanurzył się pod wodę, a po paru sekundach wypłynął blisko mamy i zaczął na nią syczeć. Czyżby nie lubił jak ktoś mu robi zdjęcia? To było trochę straszne i Muńka aż odskoczyła. On jak to zobaczył, bardzo z siebie zadowolony odwrócił się i odpłynął. Bawiliśmy się w wodzie dość długo, a jaszczur ciągle się tam kręcił. Jakoś niespecjalnie się przejmował naszą obecnością. My też się do niego przyzwyczailiśmy. Na koniec skoczyliśmy kilka razy z wysokiej skały do rzeki (co też jak wiecie uwielbiam!) i poszliśmy na kolację. Tego dnia już nie posiedzieliśmy długo. Byliśmy tak zmęczeni, że natychmiast zasnęliśmy w naszym domku z patyków. 

And here is our friend – monitor lizzard 🙂

A to nasz przyjaciel waran 🙂

Next day we woke up very early and started packing for our second day trip. We didn’t need any trekking boots. We got dressed into swimming costumes and swimming boots. We packed our backpacks into big black rubish bags and went to the river. First we went to see a nice waterfall and then we prepared for the adventure. We were going to do rafting!!! It was awesome! We were doing it on the huge tubes from our camp straight to Bukit Lawang. The tubes were tied together and were laying on them. The river was sometimes calm, but sometimes more rough and we had to hold very strong not to fall out. It was fun! I loved it. Once there was such a big rock that we got blocked and they had to pull us out!

Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano, zjedliśmy śniadanie i zaczęliśmy się pakować. Nie zakładaliśmy tym razem butów trekkingowych, bo nie były nam potrzebne. Tym razem kostiumy kąpielowe i buty do pływania zupełnie wystarczyły. Najpierw poszliśmy do fajnego wodospadu, ale potem zaczęła sie przygoda. Plecaki zapakowaliśmy w plastikowe worki na śmieci i… ruszyliśmy na rafting!!! To było genialne! Płynęliśmy na dętkach z naszego obozu aż do Bukit Lawang. Mieliśmy połączone po trzy dętki i leżeliśmy na nich. Rewelacja! Rzeka czasami była dość spokojna, a czasami rwąca i musieliśmy się mocno trzymać, żeby nas nie wyrzuciło.  W jednym miejscu wyrosła przed nami nagle tak wielka skała, że wpadliśmy na nią i kompletnie się zablokowaliśmy! Musieli nas wyciągać. 😉

 

The atmosphere was great. Everyone was laughing and when we were swimming, we were singing a song which Ricky taught us (you can sing it for yourself – a melody comes from the Christmas caroll Jingle bells):

Jungle trek, jungle trek
In Bukit Lawang
See the monkey, see the bird,
See orangutan!

Finally, we got to Bukit Lawang and in the afternooon we went for a walk to see this beautiful town.

Atmosfera była super, wszyscy świetnie się bawili, a płynąc śpiewaliśmy chórem piosenkę, której nauczył nas Ricky (śpiewa się na melodię kolędy Jingle bells, jingle bells  – spróbujcie sami ;):

Jungle trek, jungle trek
In Bukit Lawang
See the monkey, see the bird,
See orangutan!

Wreszcie dotarliśmy do Bukit Lawang, a po południu poszliśmy na spacer po tym ślicznym miasteczku.

Wait! I forgot to tell you about something really important. In the morning we saw a beautiful hornbill. Hornbills are extremely rare. They’re one of species the most endangered with extinction and it is very difficult to see them. They make their nests only in the deep, deep jungle because they made them in natural tree hollows. They are monogamic which means that they make pairs for life. It’s amazing how they protect their chicks. Male puts female into the tree hollow with unhatched eggs and seals the entrance with mud. He leaves only a small hole to give food to her. She is safe inside. It is also very funny because when she wants to poo, she has to poo by “shooting” her droppings through that small hole in the entrance. It’s also good for the nature because she poos with fruit seeds. So the trees can grow and the jungle is slowly building. Some tribes even think that the hornbills are sacred because they come from gods.

Aha, zapomniałem Wam powiedzieć o czymś bardzo ważnym. Wcześnie rano zobaczyliśmy w dżungli przepięknego dzioborożca. Są one bardzo rzadkie, trudno je zobaczyć, gdyż to jedne z gatunków najbardziej zagrożonych wyginięciem. Te niezwykłe ptaki, które ja uwielbiam, zakładają gniazda tylko w najgłębszych częściach dżungli, ponieważ potrzebują starych dużych naturalnych dziupli.  Dzioborożce są monogamiczne, co oznacza, że łączą się w pary na całe życie. Mają zupełnie niezwykły sposób na ochronę swoich młodych. Samiec umieszcza samicę w dziupli razem z niewyklutym jajem i zalepia wejście do dziupli błotem. Zostawia tylko małą dziurkę, przez którą dostarcza jej jedzenie. Dzięki temu samica jest bezpieczna. To jest też mega śmieszne, bo kiedy samica chce zrobić kupę, to musi „strzelać” bobkami przez tę małą dziurkę w wejściu do dziupli. Ponieważ dzioborożce jedzą głównie owoce, to dzięki temu rozsiewają po dżungli nasiona, z których wyrastają drzewa i dżungla się rozrasta. Prawda, że to niezwykłe? Niektóre plemiona uważają dzioborożce za święte – za wysłanników bogów. 

And now the terrible part of the story. This one is a helmeted hornbill. People in Borneo and Sumatra are killing many hornbills. It’s illegal, but they do it anyway. There are 6,000 hornbills a year killed only in the west Kalimantan (Indonesian part of Borneo). Why? Because they make stupid decorations from its helmet!! The worst thing is that you can buy it everywhere, even in the internet. I searched ‘hornbills’ and one of the websites was a website where you can buy that bills. That is horrible. I could name it horrnible but I won’t make jokes about it. People in Indonesia make money on it. But it doesn’t make sense. They can earn more if they bring tourists and show them the jungle and animals and hornbills. Then even their children will do it. If they kill them, they will have nothing to show. And the people who buy this things? I am furious! I would like to shout at them!!!

A teraz straszna część opowieści o dzioborożcu hełmorogu (helmeted hornbill). Chociaż są one takie piękne i pożyteczne, to ludzie na Borneo i Sumatrze zabijają bardzo wiele dzioborożców. Jest to nielegalne, ale to nic nie zmienia. Tylko na zachodnim Kalimantanie (Borneo indonezyjskim) zabija się rocznie 6.000 dzioborożców!!! Dlaczego? Bo z ich „hełmów” wytwarza się głupie ozdoby! Najgorsze, że te rzeczy można kupić wszędzie, nawet w internecie. Kiedy wrzuci się „hornbill” w wyszukiwarkę, to można trafić na takie strony. To jest po prostu potworne!! Nie mogę zrozumieć dlaczego ludzie tak postępują. Indonezyjczycy na tym zarabiają. Ale to jest bezmyślne, bo niedługo wybiją już wszystkie dzioborożce i nie będą mieli tego zarobku. Myślę, że nikt im nie tłumaczy tego, że więcej zarobią jak będą chronić i pokazywać te niezwykłe ptaki turystom. Wtedy jeszcze ich dzieci będą mogły to robić. Są jeszcze ludzie, którzy to kupują. I uważam, że dla ich postępowania już nie ma żadnego wytłumaczenia. Mam ochotę na nich wrzeszczeć, żeby się obudzili…

picture source/ źródło zdjęć: Environmental Investigation Agency – Seeing ‘red’ – the often hidden colour of wildlife contraband

Remember when I told you about palm oil plantations in my post Say NO to Palm Oil ? How they cut the trees and destroy the jungle? The birds cannot hide, because farmers guarding the oil palm plantations are killing them. So this is the situation of hornbills: people are shooting them (even in the national parks) for the ”red ivory”. It’s 5 times more expensive than elephant ivory. And people kill them for stupid decorations! Sorry that I write about hornbills like about people, I mean: ‘them’, ‘they’, and so on but I could not name them other way. They are animals, same like we are. So what’s the difference? Why do we name ourselves better then them? Think about it even for a minute. Why do we call ourselves so rarely ‘animals’. We say ‘people’, ‘humans’ but not ‘animals’. Are we better? In the world of animals there are groups, but there is no group like ‘better reptiles’, ‘better amphibians’, ‘better mammals’ etc. Please, think about it.

Pamiętacie, jak pisałem o plantacjach plamy olejowej w moim poście Say NO to Palm Oil ? Jak ścina się drzewa i niszczy dżunglę? Na dodatek, dzioborożce nie mają wtedy gdzie się ukryć, bo ludzie na plantacjach palmy olejowej strzelają do nich. Zabijają je (nawet w parkach narodowych) dla „czerwonej kości słoniowej”. Jest pięć razy droższa niż kość słoniowa, a ludzie niszczą te ptaki dla głupich ozdóbek!  Wybaczcie, że piszę o dzioborożcach, jak o ludziach (oni, one, itp..), ale nie potrafię inaczej. Są zwierzętami, jak my. Co nas różni? Dlaczego uważamy się za lepszych od nich? Pomyślcie o tym choć przez chwilę. Dlaczego tak rzadko mówimy o ludziach „zwierzęta”? Mówimy „ludzie”, „człowiek”, ale nie „zwierzęta”. Czy jesteśmy lepsi? W świecie zwierząt są różne grupy, ale nie ma „lepszych ssaków”, „lepszych gadów”, czy „lepszych płazów”… Proszę, pomyślcie o tym.  

* * *

If you want to read more about the Borneo problem you can go to ‚eco-project’ site on my blog [here]. There you can read about what’s the matter there in Borneo or even help save the jungle in Kalimantan, like that small group of people did it in Sumatra in Bukit Lawang.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o problemach na Borneo możecie wejść w zakładkę eco-project. Tam możecie przeczytać, co dzieje się na Borneo, a nawet pomóc w ratowaniu dżungli na Kalimantanie – tak, jak ta mała grupka ludzi uratowała ją na Sumatrze, w Bukit Lawang.

]]>
https://planetkiwi.pl/2017/11/06/deadly-souvenirs/feed/ 0
My vlog #2. Plecak na zieloną szkołę i magiczne spodnie. https://planetkiwi.pl/2017/05/15/my-vlog-2-plecak-na-zielona-szkole-i-magiczne-spodnie/ https://planetkiwi.pl/2017/05/15/my-vlog-2-plecak-na-zielona-szkole-i-magiczne-spodnie/#respond Mon, 15 May 2017 18:22:26 +0000 https://planetkiwi.pl/?p=8749 Siemka, nie wiesz jak się zapakować na zieloną szkołę i robi to za Ciebie mama? A potem pewnie nic nie możesz znaleźć Znam to! Dlatego nauczyłem się pakować sam Teraz zawsze wiem, gdzie co mam Zobacz moje sposoby! I jeszcze jedno – myślisz , że każda rzecz, która ma napisane „wodoodporna” rzeczywiście zawsze uchroni Cię przed ulewą? To nieprawda Obejrzyj do końca mój filmik, a dowiesz się więcej!

This time I will show you how to pack your backpack for a school trip and why not all „waterproof” clothes are really waterproof. Enjoy!

]]>
https://planetkiwi.pl/2017/05/15/my-vlog-2-plecak-na-zielona-szkole-i-magiczne-spodnie/feed/ 0
My vlog #1. Survival – co zabrać? https://planetkiwi.pl/2017/04/29/my-vlog-1-survival-co-zabrac/ https://planetkiwi.pl/2017/04/29/my-vlog-1-survival-co-zabrac/#respond Sat, 29 Apr 2017 16:34:23 +0000 https://planetkiwi.pl/?p=8733 🇬🇧 Hi, I had an idea to start a vlog.

🇵🇱 Cześć, wpadłem na pomysł, żeby zacząć prowadzić vloga.

Have a look what I am taking on a survival school camp. I will show you some of my best gadgets. Give me some advice about what I can change for better in my vlog. What do you take for survival adventures?

Spójrzcie, co zabieram na szkolny obóz surwiwalowy. Pokażę Wam część moich najlepszych gadżetów. Poradźcie mi, co mogę  zmienić w moim vlogu na lepsze. A co wy zabieracie na surwiwalowe wypady?

 

 

]]>
https://planetkiwi.pl/2017/04/29/my-vlog-1-survival-co-zabrac/feed/ 0
Say ‚NO’ to palm oil! Bukit Lawang https://planetkiwi.pl/2017/03/22/say-no-to-palm-oil-bukit-lawang/ https://planetkiwi.pl/2017/03/22/say-no-to-palm-oil-bukit-lawang/#comments Wed, 22 Mar 2017 14:51:16 +0000 http://planetkiwi.pl/?p=8528 🇬🇧 I was so excited to see the orangutans again, this time in Sumatra. But the way to Bukit Lawang was very boring.

🇵🇱 Byłem bardzo podekscytowany, że znów zobaczę orangutany, tym razem na Sumatrze.  Chociaż droga do Bukit Lawang była bardzo nudna.

There was nothing except asphalt road and palm oil plantations for about 3 or even 4 hours. We stopped in one small nice village on the way, where people were sitting on railway track. I read somewhere later that in Indonesia people sit on the track because electric current which runs through it is healthy for them. 😉

Właściwie nic, tylko asfalt i plantacje palmy olejowej przez trzy czy cztery godziny. Raz zatrzymalismy się w takiej małej sympatycznej wiosce, gdzie ludzie siedzieli na torach kolejowych. Później czytałem gdzieś, że ludzie w Indonezji siedzią na torach, bo wierzą, że prąd który płynie w torach jest dobry dla ich zdrowia. 😉

– Here is only palm oil, no jungle as I thought it would be – I told driver.

– Why? I saw how factories were destroying jungle in  Borneo but here… the jungle… there is no jungle! There are palm oil plantations here and even there, on the horizon, in the mountains. We are driving 3 and a half hours and I haven’t seen the jungle yet. Why?

-Because the factories are not destroying the jungle. They already did it. – said the driver – Borneo is near us. I’ve heard what is there. The same was here many, many years ago. –There was a moment of silence but driver continued – The jungle was saved by a group of people only in Bukit Lawang.

-Yes, we are going there to the jungle. Is this a real jungle?

– Yeah, it is, but only there… – and that’s how the conversation finished.

– Tu jest tylko palma olejowa, nie ma dżungli, która powinna tu być. – powiedziałem do kierowcy.

– Dlaczego? Widziałem jak fabryki niszczą dżunglę na Borneo, ale tutaj… dżungla… tu już w ogóle nie ma żadnej dżungli! Są tylko plantacje palmy olejowej, wszędzie, i tu, i nawet tam, na horyzoncie, w górach. Jedziemy od trzech i pół godziny i nie widziałem nawet kawałka dżungli. Dlaczego?

– Bo tutaj fabryki nie niszczą dżungli. One już ją zniszczyły! Borneo jest niedaleko od nas. Słyszałem, co się tam dzieje. To samo było tutaj wiele, wiele lat temu… – po chwili ciszy kierowca mówił dalej – w tej okolicy grupka ludzi uratowała tylko mały kawałek dżungli w Bukit Lawang.

– My właśnie tam jedziemy – odpowiedziałem. Czy to jest prawdziwa dżungla?

– Tak, jest prawdziwa, ale tylko tam… – i tak zakończyła się nasza rozmowa.

If you want to read more about the Borneo problem you can go into ‘eco-project’ site on my blog here. There you can read about what’s the mater there in Borneo or even help save the jungle in Kalimantan, like that small group of people did it in Sumatra in Bukit Lawang. And watch the movies below and see how they jungle is being destroyed right now.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o problemach na Borneo możecie wejść w zakładkę eco-project na moim blogu. Tam możecie przeczytać, co dzieje się na Borneo, a nawet pomóc w ratowaniu dżungli na Kalimantanie – tak, jak ta mała grupka ludzi uratowała ją na Sumatrze, w Bukit Lawang. Obejrzyjcie też filmiki poniżej, żeby zobaczyć, jak niszczona jest dżungla właśnie w tej chwili.

After a very long drive we stopped and slept one night in Bukit Lawang. Next day we stood up and went trekking to the jungle. The jungle trek was a bit easier than in Borneo because here the ground was a bit harder then there was. I really liked that walk. There were vines on which I was swinging on. But then I’ve heard someone is shouting. And before the trekking our guide told us that there were tigers!! I started running away.

Suddenly someone shouted:

– Orangutan!!!!

Ricky, our guide, said that this is a dangerous orangutan and we REALLY have to run away. This orangutan was attacked people before. Now, when we were going down the path, it started chasing us. Can you imagine? I was so scared! I ran away very fast even in the jungle. I was jumping through the vines until the orangutan running after people stopped screaming and went away. That was really scary. But later I thought about it and maybe he didn’t want to hurt us, only to scare us? We were in his territory, so he wanted us to go. He was the boss there. Anyway, my heart was beating like crazy…

Po długiej podróży dotarliśmy na miejsce. Przespaliśmy jedną noc w Bukit Lawang, a następnego ranka wstaliśmy i ruszyliśmy na trekking przez dżunglę. Trekking był łatwiejszy niż na Borneo, bo grunt się tak nie zapadał.  Ta trasa bardzo mi się podobała. Były liany, na których mogłem się bujać, niesamowita roślinność i powyginane pnie drzew, na które można było wchodzić.

Nagle usłyszałem jakieś przerażające krzyki. Bardzo się przeraziłem, bo zanim wyruszyliśmy w drogę nasz przewodnik ostrzegał, że tu zdarzają się tygrysy. Zacząłem uciekać.

Nagle ktoś krzyknął:

– Orangutan!!!

Ricky, nasz przewodnik, spojrzał za siebie na zwierzę. Odwrócił się do nas i powiedział, żebyśmy NAPRAWDĘ zwiewali, bo ten orangutan jest niebezpieczny. Zdarzało się już, że atakował ludzi. Kiedy ruszyliśmy w dół ścieżką, orangutan zaczął nas gonić przeskakując z drzewa na drzewo i potwornie wrzeszczał. Wyobrażacie sobie, co czułem?! Naprawdę się przeraziłem i uciekałem bardzo szybko przeskakując liany. Na szczęście orangutan po chwili zatrzymał się. Mieliśmy niezłego stracha. Później długo się nad tym zastanawiałem i wiecie co? Wydaje mi się, że on nie zamierzał nam nic złego zrobić, tylko po prostu chciał nas przepędzić ze swojego terenu. W końcu to on był tam szefem, a nas chyba potraktował jako zagrożenie. Czy tak czy tak, serce waliło mi jak oszalałe…

Later we saw more orangutans, but they didn’t look at us at all. They were sitting high in the trees and we could look at them and observe them. They are very interesting. I love orangutans. When we were walking we also saw a couple of macaque monkeys. They are not scared of people at all. I think they are very curious. They even sometimes steal things from people 😉

But I think that the most interesting where Thomas Leaf Monkeys. Those where monkeys, endemic to North Sumatra, that have a very funny hair on their heads – something like Iroquois. Really cute! Maybe one day I will have a haircut like this 😉  They were really funny – you can see for yourself.

Po tej przygodzie ruszyliśmy dalej. Spotkaliśmy jeszcze kilka orangutanów siedzących wysoko w drzewach, bujających się na gałęziach i zwinnie skaczących. One nie były już agresywne i w sumie nie zwracały specjalnie na nas uwagi. Dlatego mogliśmy podejść blisko i przyglądać się w ciszy tym niezwykłym zwierzętom. Zobaczyliśmy też parę makaków, które wcale nie bały się ludzi i jak to makaki podchodziły bardzo blisko. Mam wrażenie, że te małpy są bardzo ciekawskie. Poza tym lubią czasami coś ukraść 😉 

Jednak najbardziej niezwykłe były dla mnie langury Thomasa (Thomas Leaf monkey). To takie śmieszne małpki, endemiczne dla północnej Sumatry, które mają super fryzurę w kształcie irokeza 😉 Całkiem spoko to wygląda. Może ja też sobie kiedyś zrobię taką fryzurkę 😉  Są przezabawne – zresztą sami zobaczcie.

After a long trek finally we went into our small camp in the jungle… There we had a close meeting with a river monster… but about this you can read in my next post 🙂

Po długim marszu wreszcie dotarliśmy do naszego małego obozu nad rzeką w dżungli… tam, w wodzie miałem bliskie spotkanie z  potworem rzecznym, czyli …  ale o tym będziecie mogli przeczytać  kolejnym poście 🙂 

]]>
https://planetkiwi.pl/2017/03/22/say-no-to-palm-oil-bukit-lawang/feed/ 2
Siquijor – like a fish in water ;) https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/ https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/#comments Wed, 02 Nov 2016 17:27:13 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7775 🇬🇧 This time I will tell you about cock-fighting and scuba-diving in the Phillipines, Siquijor island…
🇵🇱 Tym razem opowiem Wam o walkach kogutów oraz o nurkowaniu na Filipinach, na wyspie Siquijor… 

I don’t have a PADI certificate yet, but I hope to make it soon 🙂 This is my dream!But before we start diving I want to tell you about some other things, different than that about which I wrote in my previous posts from Siquijor: Siquijor fish eating my hands, Siquijor – motorbiking in witch island. Driving around the island we also saw a beautiful mangrove forest and the butterfly farm. The butterflies were beautiful, but the most beautiful were black and red caterpillars.

Nie mam jeszcze uprawnień Padi, ale może niedługo uda mi się zrobić 🙂 Takie mam marzenie! Ale zanim opowiem o nurkowaniu, to chcę Wam pokazać, że oprócz rzeczy, o których pisałem w poprzednich postach o Siquijor: Siquijor fish eating my hands, Siquijor – motorbiking in witch island. Można tam zobaczyć jeszcze piękny las mangrowcowy i farmę motyli. Motyle były słodkie, ale dla mnie najfajniejsze były wielkie czarno-czerwone gąsiennice. Ale one wyglądają, no nie?

Of course, like everywhere in the Phillipines, on Siquijor you can see cock-fights, too. We saw them in one of the villages when we stopped to eat something. We looked around and saw a huge crowd of people on the hill. They were shouting, making funny moves with their hands and so on. We didn’t know what was the matter. Maybe a festival? When we got there i couldn’t see anything because it was so crowded. One of the men took me with him and we went in front. I was a little bit afraid that it will be bloody… Luckily, when one of the cocks was stronger and started to win, they stopped the fight. So they were not hurt. Ufff…

Oczywiście na Siquijor, tak jak wszędzie na Filipinach, również można trafić na walki kogutów. Nam udało się zobaczyć takie walki na wsi, jak zatrzymaliśmy się skuterkami, żeby coś zjeść. Stanęliśmy i okazało się, że na wzgórzu jest masa tubylców, którzy krzyczą, machają rękami i coś sobie pokazują. Myśleliśmy, że to może jakaś uroczystość. Jak doszedłem, to trudno było mi cokolwiek zobaczyć, bo taki był tłum. Ale Pan, który tam stał, zabrał mnie ze sobą i przeszliśmy do przodu. Bałem się trochę, że będzie to krwawe. Na szczęście walka była przerywana, jak tylko któryś z kogutów zaczął zwyciężać i był silniejszy. Dzięki temu nic im się nie stało. Ufff…

And now the best… diving! In Siquijor we were in a place where there were diving courses. I took a “Discover Scuba” course. First I had to put on a special suit because the water was cold and it makes you warm. Of course there was a mask, bottle, fins, boots, jacket (you have all the diving things there), air indicator (you can see there how much air you have), weight belt (you can be under water because you have it), octo (you are breathing with it). And there are so many other things like knife or a computer but those are this basic ones.

A na koniec najlepsze… nurkowanie! Na Siquijorze znaleźliśmy miejsce, gdzie były kursy nurkowe. Ja zrobiłem kurs „Discover Scuba”. Najpierw musiałem założyć specjalny skafander nurkowy, bo woda jest chłodna, a on utrzymuje ciepło. Oczywiście była też maska, butla, płetwy, buty, „jacket” (kamizelka, dzięki której nurkujesz i do której przymocowany jest cały sprzęt nurkowy), wskaźnik powietrza (na którym sprawdzasz, ile masz powietrza w butli), pas z ciężarkami (dzięki któremu zanurzasz się pod wodę), regulator (automat do oddychania) i octo (zapasowy aparat). Jest też wiele różnych akcesoriów, takich jak nóż czy komputer, ale te są najważniejsze.

diving-equipment

[Zdjęcie źródło/ picture source: www.aasac.btck.co.uk]

First, we had some theory and later we got into a small swimming pool and my divemaster Mitchell showed me there how to swim with all of this things (it was not so hard 🙂 🙂 ). He showed me how to pull out water from my mask which was really useful. I saw how to go up  and down or throw your regulator away and then get it again to your mouth. And the most important – I learnt the signs which divers use to communicate in water.

Najpierw mieliśmy trochę teorii, a potem zajęcia w basenie. Mój „divemaster” Mitchel (instruktor) pokazywał mi, jak pływać w tym wszystkim (to wcale nie było takie trudne 🙂 🙂 ). Uczył mnie, jak oczyszczać maskę z wody, co było bardzo przydatne. Nauczyłem się, jak podnosić się i obniżać w wodzie oraz jak odrzucać regulator, a następnie podnosić go z powrotem do ust. I najważniejsze – nauczyłem się znaków, jakimi porozumiewają się nurkowie pod wodą!

It was great, but then we went to the …………sea!!! It was awesome!!! First I was scared of the depth, but later I got used to it. I have one very funny story. I was diving at one meter. After a few minutes I though that maybe we can go deeper because we are on… I looked at air indicator thinking that we are on one meter and I saw… 12 meters!!!! Wow! Deep under the water there was a  beautiful coral reef. When there is a coral reef, there are also beautiful animals. I saw many animals like lionfish (you can read about them in my post Derawan Magic Ocean) but I also saw a fish snake!!!!! At first I didn’t know that they are dangerous. That’s why first time when I saw a snake I went deeper to look at it. But next time, when I understood that they are dangerous, I started going up when I saw it. Do you know that when such a snake bites you you will die? They were so beautiful. Black with white stripes, looked like a zebra. I love diving!!!! My uncle was also diving. He is a professional diver and he was even diving at night. Because most of the water animals go out at night I would like to go diving at night, too. I am going to take the same course as my uncle.

Było super, ale później popłynęliśmy… w morze!!! To dopiero było niesamowite!!! Na początku bałem się trochę głębokości, ale później się przyzwyczaiłem. Mam też taką śmieszną historię. Płynęliśmy sobie na głębokości jednego metra. Po kilku minutach pomyślałem sobie, że moglibyśmy zejść trochę niżej. Spojrzałem na wskaźnik głębokości i okazało się, że jesteśmy na 12 metrach!!! Wow, w ogóle tego nie zauważyłem, że zeszliśmy tak głęboko. Pod wodą była przepiękna rafa koralowa. A jak jest rafa, to są też zwierzęta. Widzieliśmy mnóstwo ryb, na przykład skrzydlicę (o której możecie przeczytać w moim poście Derawan Magic Ocean), ale najbardziej niesamowite było to, że widziałem prawdziwego węża morskiego! Z początku nie wiedziałem, że one są niebezpieczne. Dlatego obniżyłem się, żeby zobaczyć go z bliska. Dopiero kiedy instruktor powiedział mi, że one są bardzo groźne i znowu go zobaczyłem przy kolejnym nurkowaniu, wtedy szybko się odsunąłem 😉 Od ukąszenia takiego węża można nawet umrzeć!!! Na szczęście one zwykle nie atakują ludzi, bo podobno nie mogą aż tak szeroko otworzyć pyska, żeby ugryźć człowieka. Węże lądowe to potrafią, a te nie. Ale są za to przepiękne – mają biało czarne pasy i wyglądają zupełnie jak zebra. Uwielbiam nurkować!!! Mój wujek też tam nurkował. On jest profesjonalnym nurkiem i nurkował nawet w nocy. Bardzo wiele ciekawych zwierząt podwodnych właśnie wtedy wychodzi! Dlatego chciałbym kiedyś też zanurkować w nocy. Mam nadzieję, że pewnego dnia zrobię taki kurs, jaki ma mój wujek 😉

Look what I found in the water!!! I took them out only for a moment to show my parents because they were alive 😉 Our guide was surprised that we wanted to put them back in water but I was stubborn 😉

A takie cuda można było znaleźć pod wodą!!! Wyciągnąłem je tylko na chwilę, żeby pokazać rodzicom, bo były zamieszkałe 😉 Przewodnik się nawet dziwił, że chcemy je odłożyć z powrotem do wody, ale się uparliśmy 🙂

In my next post I will tell you about my trip to Sumatra or maybe about Bohol. So see you. Bye!

A w następnym poście napiszę o mojej wyprawie na Sumatrę albo o wyspie Bohol 😉 Dozo!

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/feed/ 4
Siquijor fish eating my hands… https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/ https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/#comments Sun, 02 Oct 2016 15:01:05 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7478 🇬🇧 Further part of my trip to Siquijor, in the Phillippines.

🇵🇱 O dalszej części podróży po wyspie Siquijor, na Filipinach.

Next morning we stood up and we started planning our day. I had an idea to go to waterfalls because we read that they are beautiful. We saw also that we can go there by the way where there is the oldest and the strangest tree in Siquijour. We started driving.

Następnego ranka wstaliśmy i zaczęliśmy planować nasz dzień. Wpadłem na pomysł, żebyśmy pojechali do wodospadów, bo wcześniej czytaliśmy, że są naprawdę piękne. Sprawdziliśmy, że możemy tam  pojechać drogą, przy której jest najstarsze i najdziwniejsze drzewo na Siquijorze. Ruszyliśmy w drogę.

 

After a few kilometers we arrived at our first stop, close to a village Campalanas. It was a very very old Banjan tree. My mum started taking photos. Suddenly, I saw a guy which was selling coconuts. I love them! Yummy 🙂 He cut of the top of a coconut and he gave it to us than we can drank it. He also made a funny trick. When we gave empty coconut to him (after we drank it) he cut it with a machette into two parts. Then he also cut-off a little piece from the bottom of it. It was a  spoon!!!!! This way we could it coconut pulp with this spoon. It was awesome!

Po kilku kilometrach dotarliśmy do pierwszego postoju, blisko wioski Campalanas. To było bardzo, bardzo stare drzewo Banjan. Muńka zaczęła robić zdjęcia. Nagle, zobaczyłem faceta, który sprzedawał kokosy. Uwielbiam je! Pychota 🙂 Odcinał czubek kokosa tak, żeby można go było wypić. Robił też taki śmieszny trick. Kiedy oddawaliśmy mu puste kokosy po wypiciu, przecinał je maczetą na dwie części. Potem odcinał też mały kawałek ze spodu i robił z niego taką jakby łyżeczkę!!! W ten sposób mogliśmy wyjeść pulpę ze środka. To było super!

We saw some people sitting in water next to the tree. I went there and saw that this is a natural “fish-spa”. It looked like that: some people were siting in a  small spring and there were many small fishes which were eating your dead skin!!! It was the best! I really loved it. My skin was peeling off because of sun and all the fishes were in these places. The worst was when a big fish was coming – I felt like it was eating me 😉

We spent some time at the fish spa but we had to go to the waterfalls, so we started driving again.

Zobaczyliśmy ludzi siedzących w wodzie koło tego wielkiego drzewa. Podszedłem i zauważyłem, że to naturalne „fish-spa”. Wyglądało to tak: ludzie siedzieli sobie przy małym źródełku, a w wodzie pływały maleńkie rybki, które objadały martwy naskórek!!! To było ekstra. Uwielbiam fish-spa. To naprawdę fajne uczucie, chociaż chwilami strasznie łaskocze 😉 Mnie akurat schodziła skóra z rąk od słońca i wszystkie rybki zebrały się dokładnie w tych miejscach, gdzie ona odstawała. Najgorzej jak podpływała duża ryba, bo wtedy miałem wrażenie jakby coś mnie zjadało 😉

Posiedzieliśmy tam trochę, ale mieliśmy jechać do wodospadów, więc niedługo ruszyliśmy w dalszą drogę.

When I thought about these waterfalls I imagined that there will be only small waterfall and that’s it. It was better! There were three waterfalls which had about 5-6 meters! I jumped from this waterfalls. There were also two vines. Do you know why I am telling you about them? Because I was making “Tarzan” 🙂  I caught up the wine and I started swinging on it. I swung one time and I jumped into the water. I really loved it. It was so slippery on this waterfall. Once I was running to jump from there and I fell into the water!!!!!  I was so scared then! The locals told us that there is another waterfall near. Of course, I had to see it 🙂 It was great, too, but too high to jump. Even the locals had a problem with jumping from the top because you could hit the rocks. That’s why I was bomb-jumping from a lower place. Do you like bomb-jumping?

Kiedy myślałem o tych wodospadach, wyobrażałem sobie, że to będzie tylko taki mały wodospadzik i tyle. Było o wiele lepiej! Były tam trzy wodospady, które miały po 5-6 metrów! Skakałem z nich i to było super. Były tam też takie pnącza. Wieie, dlaczego wam o tym mówię? Bo tam robiłem „Tarzana” 😉 Łapałem się za lianę i bujałem na niej, a potem skakałem do wody. Było fantastycznie. Ale nad wodospadami było też bardzo ślisko. Raz biegłem, żeby skoczyć, po czym poślizgnąłem się i wpadłem do wody. Nieźle się wtedy wystraszyłem! Miejscowi powiedzieli nam, że niedaleko jest też kolejny wodospad. Oczywiście musiałem go zobaczyć. Okazało się, że jest równie genialny, ale tam już nie udało mi się skakać z samej góry. Nawet tubylcy mieli z tym kłopot, bo trzeba było odbić się bardzo mocno i daleko, żeby się nie porozbijać o skały. Dlatego tam skakałem z niższej skałki na bombę! Lubicie tak skakać? 

After some time we had to go and I wasn’t happy about it. Few minutes later we went to a small village Cantabon. There were children playing and some coconuts drying on the road. Next we saw a big sign “Cantabon Cave” and a small building behind it. We got in there and I asked:

– Is there a cave somewhere here?

– After an hour we will be open. This is the cave. – answered a man.

– OK, we will come back after an hour – and we went away.

When we walked in the village we found a shaman. She gave us many herbs which help when you are ill. Do you remember how I told you that Siquijor is an island of witches and ghosts? We asked the shaman about the ghosts and she said: “yes, of course, it’s true, they are here” 😉 We were talking so much time with her that we didn’t know that we talked for an hour.

Po jakimś czasie musieliśmy jechać, chociaż wcale nie miałem ochoty zostawić tych wodospadów. Parę minut później dojechaliśmy do wioski Cantabon. Dzieci bawiły się na ulicy, a z boku były suszące się kokosy. Nagle zobaczyliśmy wielki napis „Jaskinia Cantabon” i jakiś mały budynek za nim. Weszliśmy do środka i zapytałem:

– Czy tu jest jakaś jaskinia?

– Tak, tu jest jaskinia. Otwieramy za godzinę. – odpowiedział mężczyzna.

– Dobrze, to wrócimy za godzinę. – odpowiedzieliśmy i poszliśmy przejść się po wiosce.

W wiosce spotkaliśmy szamankę, która dała nam różne zioła. Mówiła, że pomagają, jak się jest chorym. Pamiętacie, jak mówiłem wam, że Siquijor to wyspa czarownic i duchów? Zapytaliśmy szamankę o duchy, a ona odpowiedziała: „oczywiście, że to prawda, są tu duchy” 😉 Gadaliśmy z nią tak długo, że nawet nie zauważyliśmy, jak minęła godzina.

A few minutes later we went to the cave. The cave was awesome! We were walking there for about three hours in mud and water up to our knees. In the end we even had to swim, it was really great. There were so many stalactites and stalagmites. The guides told us not to touch them, but one time I caught the stalactite because I slipped and I would almost break my leg. It was so dangerous. Once I fell into the hole in the cave but I didn’t have time to catch the stalactite. I thought that I will never stood up. Can you imagine? There were so many funny figures and rock formations. I found a thing that looked like a shower. I even drank water from it 😉 It was great.

Kilka minut później weszliśmy do jaskini. Jaskinia była niesamowita! Szliśmy tam przez około 3 godziny w błocie i wodzie do kolan. Pod koniec musieliśmy nawet płynąć, ekstra nie?! Było tam mnóstwo stalaktytów i stalagmitów. Przewodnik mówił, że nie wolno ich dotykać, ale raz musiałem się przytrzymać jednego z nich, bo się poślizgnąłem i prawie bym złamał nogę. Było naprawdę niebezpiecznie. Innym razem wpadłem w dziurę w jaskini i już myślałem, że z niej nie wyjdę 😉 Wyobrażasz sobie? W jaskini można też było znaleźć mnóstwo pięknych figur i formacji skalnych. Znalazłem nawet taką, która wyglądała jak prysznic. Piłem z niej wodę 😉 Uwielbiam jaskinie!

In my next post I will tell you about what is my greatest fun – diving!!! So see you. Bye 😉

A w następnym poście napiszę o tym, co dla mnie było najbardziej odjazdowe – nauce nurkowania!!! Dozo 😉

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/feed/ 8
Whale shark – a shark or a whale? https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/ https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/#respond Tue, 09 Aug 2016 18:10:07 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7311 🇬🇧 In this post I wanna take you to Oslob, the Philippinnes, snorkelling with the whale sharks!

🇵🇱 Cześć! W tym poście zabiorę Was do Oslob, na Filipinach – popływać z rekinami wielorybimi!

Before we went on a cruise form El Nido to Coron and to Siquijor – a black magic island. This time I will take you to Oslob, on Cebu island. We went there to see whale sharks. The journey was very long – first we took the ferry, then a car to another harbour, after that a second ferry and late in the afternoon we got to Oslob. In Oslob I had a henna tattoo on my hand! Henna is a natural dye and people use it to make temporary tattoos. It stays only 2-3 weeks. I had a dragon on my hand and I loved it. The guy who was making a tattoo for me was also a painter. He sold us one of his drawings. Awesome, isn’t it? Then, we went to sleep early because next day we had to get up at 5 in the morning 🙁

Byliście już ze mną na dłuuugim rejsie z El Nido do Coron, na Siquijor – wyspie magów i czarownic, a teraz czas na Oslob. Oslob leży na wyspie Cebu. Pojechaliśmy tam obejrzeć rekiny wielorybie. Podróż była bardzo długa, bo najpierw płynęliśmy promem, później samochodem do innej przystani, a potem kolejnym promem. Dopiero późnym popołudniem dotarliśmy na miejsce. Tam namówiłem rodziców, żeby pozwolili mi zrobić sobie tatuaż z henny. Henna to taki naturalny barwnik z roślin, którym miejscowi robią tymczasowe tatuaże. Taki tatuaż trzyma się 2-3 tygodnie. Ja zrobiłem sobie smoka i strasznie mi się podobał! Facet, który robił mi tatuaż niesamowicie pięknie malował. Udało się nawet namówić go, żeby nam sprzedał swój rysunek, który namalował na jakiejś tekturze. Normalnie ich nie sprzedaje, bo to tylko wzory jego tatuaży, ale tak się uparliśmy, że oderwał go od ściany i nam dał. Zobaczcie jaki mega! Później jeszcze tylko zjedliśmy kolację – oczywiście ryby, ale za to magicznie kolorowe i poszliśmy wcześnie spać, bo następnego ranka musieliśmy wstać o piątej! 🙁

Next day we woke up at the sunrise and went to see the whale sharks. First we went to a small room were the crew told us the rules. They told us that we cannot touch them and even go closer than 5 meters. They also told us that whale sharks are the biggest fish and sharks in the world!!! Do you know that whale sharks have the thickest skin of all animals? It’s very interesting, isn’t it?

Wstaliśmy o wschodzie słońca i poszliśmy oglądać rekiny wielorybie. Najpierw, zabrali nas do takiego małego pokoju, gdzie była krótka odprawa i załoga przekazała nam wszystkie zasady. Mówili, że nie wolno dotykać rekinów ani zbliżać się do nich na mniej niż 5 metrów. Mówili też, że rekiny wielorybie to największe ryby świata!!! Wiecie, że mają też najgrubszą skórę ze wszystkich zwierząt? Niesamowite, co?

Then they gave us small canoes and we could go to the sea, where the whale sharks were. We went there, jumped into the water and started snorkeling. Soon, there were about 10 whale sharks around us!!! They were so beautiful – they had blueish skin with whiteish dots. It’s interesting because every whale shark has a different pattern of this dots. It is like their fingerprints – everyone is different. Whale sharks are about 12 meters long but the biggest ever seen was about 18 meters long!!! Can you imagine?

Następnie wsadzili nas na takie małe łódki i mogliśmy wypłynąć w morze, tam, gdzie były rekiny. Popłynęliśmy i wskoczyliśmy do wody, żeby posnorkelować. Wkrótce, zobaczyliśmy około 10 rekinów wielorybich wokół nas!!! Były przepiękne – miały błękitnawą skórę i białawe plamki. Bardzo ciekawe jest to, że każdy rekin wielorybi ma inny układ plamek. Tak jak nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby takie same linie papilarne, tak nie ma też dwóch rekinów wielorybich, które miałyby taki sam układ plamek! Super, co nie?  Te rekiny są ogromne – mają około 12 metrów długości, a największy widziany kiedykolwiek miał aż 18 metrów! Wyobrażasz to sobie?

We swam with whale sharks for about one hour and it was amazing. But one moment was a little scary, too. I was snorkeling, I turned around and saw a whale shark was swimming at me. I was so scared that I started swimming away but it was very hard because they move really quickly. Finally I did it, but I was really scared. I know that whale sharks are not dangerous to people, but I was scared that it could hit me by an accident or swallow me 🙂 and I would die. They make a huge water whirl and was afraid that it will drag me. Whale sharks eat only plankton – they swallow big amounts of water, filter it and eat plankton which floats in the water. I really loved the whale sharks. They were so huge! I have never seen anything so big!

Pływaliśmy z nimi przez godzinę i to było niesamowite. Ale w pewnej chwili nawet trochę straszne. Snorkelowałem sobie, obróciłem się i nagle zobaczyłem jak rekin wielorybi płynie prosto na mnie! Przestraszyłem się i zacząłem uciekać, ale to nie było proste, bo one poruszają się całkiem szybko. Wreszcie mi się udało, ale miałem trochę stracha. Wiem, że one nie są niebezpieczne dla ludzi, ale bałem się, że może mnie przypadkiem uderzyć albo połknąć 🙂 i umrę. Rekiny wielorybie jedzą tylko plankton – połykają wielkie ilości wody, filtrują ją i wypluwają zjadając tylko plankton, który w tej wodzie pływa. Połykając wodę otwierają baaaardzo szeroko pysk i jak zaczynają zasysać, to robi się takie ogromy lej wodny! No ja to spokojnie w całości zmieściłbym się w tym leju 🙂 Dlatego trochę się zestrachałem, jak tuż obok mnie rozwarła się taka paszcza! Machałem rękami i nogami, żeby odpłynąć od tej wielkiej zasysającej dziury 😉 Ale i tak bardzo mi się tam podobało. Te rekiny były tak niesamowicie ogromne – nigdy nie widziałem tak wielkiego stwora! 

I forgot to tell you one important thing. When we were watching the whale sharks we saw that people on the boats feed them. I was not happy about it 🙁 It’s not good for them. The whale sharks think that wherever they go they will have something to eat and it is not true. Probably, the locals do it, because when they feed them, whale sharks come close to the town and they can show them to tourists. But I would prefer if they didn’t feed them. The locals say that they care about the whale sharks and they tell tourists not to touch them or get to close. But I am not sure if it is always like this. One day I hope to see the whalesharks somewhere in the ocean. I would love that…

Aha, zapomniałem powiedzieć o jednej ważnej rzeczy. Kiedy oglądaliśmy rekiny wielorybie zobaczyliśmy, że ludzie z łódek je karmią. I to nam się nie podobało 🙁 To nie jest dla nich dobre. Potem taki rekin wielorybi myśli sobie, że gdzie by nie popłynął, to przy ludziach zawsze znajdzie jedzenie. A to nieprawda. Lokalsi karmią je, żeby rekiny przypływały blisko do miasteczka i w ten sposób zarabiają na turystach, którzy chcą je obejrzeć. Ale wolałbym, żeby ich nie karmili, bo one się uzależniają. Miejscowi co prawda starają się dbać o to, żeby nikt rekinów nie dotykał, nie zbliżał się za bardzo, ale jakoś nie wierzę, że zawsze to się udaje… Kiedyś może uda mi się je zobaczyć gdzieś na oceanie. Chciałbym tak…

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/feed/ 0
Siquijor – motorbiking on ‚witch island’ https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/ https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/#comments Fri, 08 Jul 2016 14:43:44 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=6949 🇬🇧 Today amazing Siquijor island. And it is really magical 😉

🇵🇱 Dziś niezwykła wyspę Siquijor. A jest tam naprawdę magicznie 😉

When we were looking for interesting places in the Philipinnes we read a lot in the internet about many islands. We liked Siquijor very much because we read that this is an island of… black magic and voo-doo. Scary, isn’t it? So we decided to go there and see 🙂

It’s not so easy to get there. First we took a plane to Manila and later from Manila to Dumaguette. From the airport we were running to catch the ferry. It was the last ferry on that day so we were a little scared. We were running with our suitcases and backpacks and it was so hot that I thought we would die. We were all sweating as if it was raining 😉 Luckily, we did it. Ufff!

Jak wybieraliśmy miejsce, gdzie chcielibyśmy jeszcze pojechać na Filipinach, to czytaliśmy w internecie masę informacji na temat różnych wysp. Siquijor najbardziej nam się spodobał, bo wszyscy pisali, że to jest wyspa… magów i czarowników voo-doo. Ale to brzmi, prawda! Postanowiliśmy to sprawdzić 😉

Na Siquijor nie jest wcale tak prosto się dostać. Najpierw musieliśmy lecieć samolotem do Manili, potem też samolotem do Dumaguette. Z lotniska dosłownie biegiem lecieliśmy na prom, bo okazało się, że za chwilę odjedzie, a raczej odpłynie nam ostatnie połączenie 😉 Na szczęście się udało! Chociaż po dłuższym biegu z bagażami byliśmy padnięci i lał się z nas pot ciurkiem.

In Siquijor we had a real luxury. We took a good hotel with a swimming pool.  But not because we wanted to lie on the towel, but… because they had a scuba diving shop there and all the equipment. Yes!!! I always wanted to try scuba-diving, but I was too young. I know I can do Padi course when I’m 10, but in Siquijor they had something special for me ;). The course was called Discover Scuba. I had to practise first, but later we went to the sea and it was absolutely amazing!!! I love it. serduszko But I will tell you more about it in my next post. And now… Siquijor.

Tutaj postanowiliśmy zaszaleć i na kilka dni wzięliśmy ekstra hotel z basenem. A wiecie dlaczego? Nie chodziło o wylegiwanie się na ręczniku, ale o to, że mieli tam instruktorów nurkowania i specjalistyczny sprzęt. Tak! Chciałem po raz pierwszy w życiu nauczyć się nurkować. No wiem, że kurs nurkowy Padi mogę robić dopiero jak skończę 10 lat, ale tutaj mogłem zrobić kurs Discover Scuba i też schodzić całkiem głęboko, a do tego w morzu! Uwielbiam to! serduszkoOpiszę to dokładnie w kolejnym poście, to wszystko zrozumiecie. Poza tym hotel okazał się hitem, bo był zupełnie pusty. A teraz Siquijor!

First day we rented motorbikes to see the whole island. I love riding on a motorbike! It’s so cool 🙂  Sometimes I think that I can travel only on motorbikes. It’s so great! We needed the bikes to get to the village because the hotel was far away from everything. When we started we had to take some petrol. Of course, a ‘petrol station’ is something completely different than in Europe. Next to the road there was a small wooden hut with glass ‘coke’ bottles full of petrol. I didn’t see any other petrol station in Siquijor. When we got there, we asked the woman there:
– Petrol?
– Yes, yes – she answered smiling – red or green?
Ooops! We had no idea. We didn’t know that they had petrol in different colours and that it was important. But it wasn’t a problem for her. She looked into the tank of the motorbike, shook it and said: green! She took a funnel and filled the tank with petrol very professionally 😉

Już pierwszego dnia wypożyczyliśmy motorbike’i, żeby móc zjechać całą wyspę. Były nam też potrzebne, żeby dojechać do wioski, bo hotel był na kompletnym odludziu. Zaraz po śniadaniu wsiedliśmy na skutery i pojechaliśmy. Jak ja uwielbiam nimi jeździć! Czasami to sobie myślę, że mógłbym podróżować tylko w ten sposób 😉 Jak wyjechaliśmy, to najpierw musieliśmy zatankować. Oczywiście stacja benzynowa tutaj jest całkiem inna niż u nas. Po prostu przy drodze stoi stragan z litrowymi butelkami po coli pełnymi benzyny. Innej stacji na Siquijorze nie zarejestrowałem. Podjechaliśmy.
– Petrol? – zapytałem na wszelki wypadek.
– Yes, yes – odpowiedziała uśmiechnięta Pani – red or green?
Ups… No tego to nikt z nas nie wiedział. Jakoś nie przyszło nam do głowy że tu jest różnokolorowa benzyna i że to ma jakieś znaczenie. Ale dla niej to nie był problem. Zajrzała do baku skuterka, potrząsnęła nim i z dumą oświadczyła:
– Green!
Wzięła lejek, butelkę i zatankowała motorki bardzo profesjonalnie 😉

Now we could go where we wanted. We took a road to the middle of the island to see the views. The road was great – narrow, not very even but completely empty. After a couple of kilometers we saw a sign “CAVE” so we stopped. It was just a piece of paper hanging on the tree. Hmmm, we didn’t expect that. We didn’t have a cave on our maps. We didn’t have headlights or anything at all to go to the cave. Luckily, there were some boys form the village sitting there.
– Cave here? – we asked looking at the sign.
– Yes, yes – they showed us that we can go.
It was a “wild” cave so there was no entrance, no tickets, nothing. So what now? We wanted to see it but we didn’t have any equipment. And we couldn’t get in that hole without a torch. We started talking to the boys. A little bit in English, a little bit with our hands 😉 and one of them ran to the village. After 5 minutes he came back with a torch. He gave us a torch and sat down. Hmm, but we don’t know the place… I pointed at him and asked:
– Go with us, please?
They talked for a moment and chose two of them who went with us as our guides. It was great! We thought it would be a couple of meters only, but no. The cave was very, very looong and there was a small stream inside. We had to walk in water and mud. It was very slippery, too. We had to squeeze between the rocks, sometimes even crawl! Because we had only one small torch often we didn’t see very well. But the boys were helping us, holding our hands. After 10 minutes we were all in mud and we didn’t care about the clothes. The cave was so suuuper!! Real survival! Only my uncle sometimes was saying that we will never leave the cave or – if we leave – he will kill us 😉 But he loves making jokes all the time. You know, he was in such a cave for the first time. Real hardcore!!! But after half an hour I started to worry, too. I read Tom Sawyer recently and I remembered a story of Indian Joe who died in the caves. Brrr! It started getting a little scary…
– How far to the end – I asked the boy next to me. He was taking care of me all the time.
– Five minutes – he answered.
After another 15 minutes I asked him again. What do you think he said? Of course: 15 minutes 😉 The whole cave took us about an hour and a half. I think it was a great start to see the island!

No to teraz mogliśmy już jechać, gdzie chcieliśmy. Wybraliśmy drogę w głąb wyspy, żeby pooglądać widoki. Droga była superaśna – wąziutka, może niezbyt równa, ale za to kompletnie pusta. Już dosłownie po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się, bo zauważyliśmy napis na zwykłej kartce przywieszonej na linkach do gałęzi: „Cave”. Oooo, tego się nie spodziewaliśmy, bo na mapie nie było zaznaczonej żadnej jaskini w tym rejonie. Nie byliśmy też kompletnie przygotowani, nie mieliśmy ze sobą nawet czołówek – to miała być tylko przejażdżka. Na szczęście przy drodze siedzieli chłopcy z wioski.
– Cave? – pokazaliśmy na dziurę w ziemi.
– Yes! – ucieszyli się i wskazali, że możemy wchodzić. To była dzika jaskinia, więc nie było oznaczeń i nie trzeba było kupować żadnego biletu.
Hmmm, i co dalej? Bo wszystko fajnie, ale bez latarki raczej nie próbowalibyśmy wślizgnąć się w tą dziurę. Na migi zaczęliśmy tłumaczyć, czego potrzebujemy. Chłopaki zaczęli coś gadać, przekrzykiwać się i zaraz jeden poleciał w stronę lasu, a drugi pokazał żebyśmy poczekali. Po kilku minutach chłopak wrócił z latarką. Ufff! Możemy wchodzić. Dał nam latarkę i usiadł. No tak, ale my tej jaskini nie znamy. Pokazałem na niego, na nas i na jaskinię i zapytałem najprościej jak się dało:
– Go with us, please?
Chwilę pogadali i wybrali dwóch, którzy z nami poszli.
Ależ to była jazda! Myśleliśmy, że to taka jaskinia, gdzie przejdzie się kilka metrów i już. Nic z tego. Jaskinia była baaardzo długa, szło się przez nią w wodzie i błocie, co chwilę przedzierając się przez skały. Czasami trzeba było się prawie czołgać! Do tego jeszcze co chwilę ktoś z nas lądował na pupie w błocie, bo było potwornie ślisko. Ale chłopcy pomagali nam podając nam ręce tam, gdzie było trudniej przejść. Poza tym na kilka osób mieliśmy tylko tą jedną słabą czołówkę i często nie widzieliśmy co mamy pod nogami czy nad głową. Jak ja uwielbiam takie miejsca! Po kilku minutach już nikt nie zwracał uwagi na ciuchy czy buty, bo i tak byliśmy cali brudni i mokrzy. To była normalnie walka o życie. Tylko wujek czasami dramatyzował, że już stąd nie wyjdziemy, a jak wyjdziemy to nas udusi, bo ze strachu nie może oddychać. Ale wiecie, on pierwszy raz był w takiej hardcorowej jaskini 😉 A poza tym on zawsze lubi żartować.
Po jakiejś pół godzinie drogi jednak sam zacząłem się trochę zastanawiać. A jak zabłądzimy? Niedawno czytałem Tomka Sawyera i przypomniał mi się Indianin Joe, który umarł w jaskini, bo nie mógł się wydostać. Brrr! Zrobiło się trochę straszno…
– How long to the end? – zapytałem chłopaka koło mnie. On bardzo się mną opiekował po drodze.
– Five minutes – odpowiedział.
Minęło kolejne 15 minut i znowu zapytałem. Jak myślicie, co odpowiedział? Oczywiście „five minutes” i tak kilka razy. W sumie cała jaskinia zajęła nam jakąś godzinę z hakiem… To było niesamowite! Uważam, że to był rewelacyjny początek zwiedzania wyspy 😉

After the cave we were driving the motorbikes for the whole island. The roads in the jungle were very narrow. We were passing small villages and houses. We saw kids playing and even coconuts which were drying in the sun. Finally we got to a viewpoint in the middle of the island. It was an old destroyed platform but we could get to the top. The view was sooo suuper! We could see the whole island and the sea. It was really great! 😉

Kolejny czas spędziliśmy jeżdżąc motorbike’ami po maleńkich dróżkach. Ścieżki w dżungli były naprawdę wąskie. Mijaliśmy domy, przed którymi suszyły się kokosy, bawiły się dzieci, aż dotarliśmy do punktu widokowego w środku wyspy. To była taka stara zdezelowana platforma, na którą można było wejść. No oczywiście, że weszliśmy! Widok był niezwykły – cała wyspa, aż do morza. Warto było się tam wskrabywać 😉

It turned out that the island is really not very touristy – the locals told us that many people are afraid of coming there because of black magic and voo-doo. There were only two places on the other side of the island where there were some tourists. But on this side there was no place to eat. No restaurants in the villages, only small local shops. After the whole day on the motorbikes we were really hungry. So we decided to go to the sea. Maybe we will find something there. Well, not necessarily…

After a long time we found a very nice guesthouse but it was… completely empty. Not even one guest! Beautiful place on the rocks close to the sea, with nice cottages and a swimming pool and no people!!! A lady there was so nice that she told us they can prepare some food for us. Great, I was so hungry! So we sat down, ordered some food and waited. After an hour I started asking when we will get our food. I know that in Asia people do not hurry and you have to wait for a long time, but my stomach was twisting. It turned out that they only started preparing the food. The lady was alone there and she had to go to the village for help and to do some shopping J Wow, it was amazing!!! I understood that we will have to wait. But OK. They were so nice. And the food was great! Later we went for a walk to the beach. When we were walking down the rocks I saw that the whole beach is moving. It was really strange. When we came closer we saw that there were millions of small crabs walking on the beach. When we got down they all hid in the sand. This species of crabs is bulding small holes in the sand and hide there. They are very funny.

Okazało się, że wyspa jest naprawdę mało turystyczna – chyba strach przed klątwą magów i voo-doo działa! Tylko na drugim końcu wyspy, przy dwóch większych miejscowościach było trochę turystów, ale tamtędy mieliśmy któregoś dnia tylko przejechać. Przez cały ten czas nie było w sumie miejsca, gdzie można byłoby coś zjeść. W wioskach po drodze knajpek brak, a my po całym dniu byliśmy porządnie głodni. Stwierdziliśmy, że wrócimy drogą przy morzu, bo tam coś musi być. No cóż, niekoniecznie…

Dopiero po dłuższym czasie udało nam się znaleźć jakiś guesthouse, który był … zupełnie pusty. Uwierzycie, że nie mieszkała tam ani jedna osoba! Genialne miejsce na skarpie przy samym morzu, z domkami, basenem i nikogo!!! Pani była na tyle miła, że zgodziła się przygotować specjalnie dla nas jedzenie, bo ja już myślałem, że umrę z głodu. Bardzo się ucieszyliśmy, zamówiliśmy co tam zaproponowała i usiedliśmy. Po godzinie zacząłem się dopytywać, co z naszym jedzeniem. Wiem, że w Azji ludzie się nie spieszą i zawsze trzeba czekać, ale czułem jak brzuch wykręca mi się na drugą stronę. Okazało się, że dopiero zaczynają przygotowywać jedzenie, bo Pani była sama i nie dałaby rady przygotować jedzenia dla naszej ekipy. Musiała więc polecieć po koleżanki ze wsi, żeby jej pomogły i zrobić zakupy… No normalnie padłem! I to wszystko specjalnie dla nas!!! Zrozumiałem, że to potrwa kolejną godzinę. Ale jak można denerwować się na kogoś tak miłego? Poleciałem trochę na plażę, pocykałem fotki i już po ponad godzinie dostaliśmy jedzenie 😉 To było najlepsze jedzenie na świecie! A na plaży widzieliśmy też jedną super rzecz. A właściwie to miliony super rzeczy. Kiedy schodziliśmy w dół w pewnym momencie zobaczyliśmy, że cała plaża się rusza. To było bardzo dziwne. Wow, dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że to miliony krabów. Kiedy tylko podeszliśmy bliżej natychmiast wszystkie zwiały do swoich norek w piasku. Ten gatunek krabów buduje norki w piasku i chowa się w nich przed niebezpieczeństwem. Były takie słodkie. A cała plaża usiana była malutkimi kupkami piasku.

We stayed there until sunset and then returned to our hotel. Next day I was starting my scuba-diving course.  I was so exited. I will write about it in my next posts and about other parts of Siquijor, too.

Zostaliśmy tam do zachodu słońca, a potem wróciliśmy do hotelu i szybko poszliśmy spać. Następnego dnia zaczynałem swoją przygodę z nurkowaniem. Już nie mogłem się doczekać! W kolejnym poście będzie nie tylko o tym, ale też o kolejnych niezwykłych miejscach na Siquijor!

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/feed/ 16
Underwater forests https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/ https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/#comments Sun, 29 May 2016 10:15:09 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=5490 Hi ! In my last post Finding NEMO in the Philippines I told you about the first part of our cruise from El Nido to Coron. Now it’s time for the second part.

Cześć! W ostatnim poście Finding NEMO in the Philippines pisałem o pierwszej części naszego rejsu z El Nido do Coron. Teraz czas na część drugą!

As I wrote in my last post we came to a little village to spend the night. This village was on Culion island and it was very beautiful. I love this kind of places. There were small houses, many nice people, sweet little dogs. We could wash ourselves because the chief of the village let us use his bathroom. It was a small hut with a barell of water and a jar to splash water, but it was first fresh water during the cruise so I was very happy. This village is called „a village of ice”? That’s because they produce huge cubes of ice in the village. Fishermen during the day come there to get ice. They need it to put fishes, which they catch, into ice.

Cześć! W ostatnim poście Finding NEMO in the Philippines pisałem o pierwszej części naszego rejsu z El Nido do Coron. Teraz czas na część drugą!

Jak już pisałem dotarliśmy do maleńkiej wioski, gdzie mieliśmy spędzić noc. Wyspa nazywała się Culion i było tam przepięknie. Uwielbiam takie klimaty! Małe domki, pełno przemiłych ludzi, słodkie małe psiaki. Mogliśmy się tam też wykąpać, bo szef wioski wpuścił nas do swojej jakby łazienki. To znaczy takiego maleńkiego pomieszczenia, gdzie była beczka z wodą i garnek do polewania, a była to pierwsza słodka woda podczas rejsu, więc bardzo się ucieszyłem 😉 Ta miejscowość jest nazywana wśród tubylców „wioską lodu”, ponieważ produkują w niej wielkie bryły lodowe. W ciągu dnia rybacy przypływają po te bryły i ładują je na łodzie. Potrzebują go do przechowywania ryb, które złapią.

Ok, so now we are getting into our tents and go sleeping. But tomorrow we will be snorkelling again. I can’t wait! I must go to sleep because we will have to wake up very early. We are sleeping in the tents on the beach, but there are so many ants that I can’t sleep. I walked out of the tent and I saw that Kaloi (our guide) in making a fishing rod.  It was really basic, because it’s just a fishing line and some hooks. I wanted to go fishing but he told me that we will go there in the morning. I wanted to aks my parents but they were sleeping. We will see in the morning… Now I can try again to sleep.

Ok, pakujemy się do namiotów i idziemy spać. Jutro znów będziemy snorkelować. Już nie mogę się doczekać! Muszę się położyć, bo rano będziemy bardzo wcześnie wstawać. Śpimy oczywiście w namiotach na plaży w wiosce. Niestety było bardzo gorąco, a do tego łaziło pełno mrówek i nie mogłem usnąć. Wyszedłem z namiotu i zobaczyłem, jak nasz przewodnik Kaloi  robi wędkę. Była ona bardzo prosta – tylko linka i parę haczyków. Chciałem z nim od razu iść łowić, ale Kaloi powiedział, że przygotowuje wędkę na jutro. Chciałem zapytać rodziców, czy mogę iść połowić razem z nim, ale oni już spali. Dobra, zobaczymy rano … Teraz muszę spróbować szybko zasnąć. 

Kaloi woke me up and one of the local people took me fishing. We went with a canoe. After that we had breakfast, packed our stuff nad went on the boat. Today we are going to Coral Garden and another shipwreck. First we go to see the Coral Garden. It’s a huge place with an unreal coral reef. And there are many species of fish. Things that I like the most here are „underwater forests”. I call them this way because there are a few meters of one species of coral and it looks like an underwater forest. Oh, there are many Nemos here (clownfish). They are my favourite! So sweet! Do you know that they live inside sea anemones? The anemones sting. But the clownfish have a special strategy. They have a slime on their skin which protects them. When they go into a sea anemone, they got stung but everytime it hurts them less. This way they get immunity and they have a great safe home. Wow, there is a parrot fish, too, it’s soo colourful! The coral reef here is amazing. I love this place. However, one thing was very irritating. Next to us there were people on the boat who were so loud that if they weren’t feeding the fishes they would scare all of them away. They shouldn’t feed the fishes because it’s very dangerous to them! 🙁

Obudził mnie Kaloi, a jeden z miejscowych zabrał mnie kajakiem w morze. Z połowów wróciliśmy prosto na śniadanie, spakowaliśmy rzeczy i poszliśmy na łódkę. Dziś płyniemy zobaczyć Ogród Koralowców (Coral Garden). To wielkie miejsce z nierealną rafą koralową i mnóstwem różnych gatunków rybek. To, co najbardziej mi się podobało, to „podwodne lasy”. Nazwałem je tak, gdyż są tam kilkumetrowe ściany jednego gatunku koralowca i wygląda to zupełnie jak las, tylko pod wodą. Jest też dużo moich ukochanych rybek Nemo (błazenków). Uwielbiam je! Są takie słodkie! Poza tym potrafią bardzo fajnie chronić się przed niebezpieczeństwem. Mieszkają w takich specjalnych ukwiałach, które parzą napastników, ale błazenki mają specjalną strategię. Mają taki śluz, który powoduje, że te oparzenia je mniej bolą. Nemo wpływają do ukwiału i za każdym poparzeniem mniej je to boli i w ten sposób nabywają odporności. Po jakimś czasie już są odporne i dzięki temu mają bezpieczne mieszkanie. Ciekawa była parrotfish, czyli ryba papuga. Ma ona taką nazwę, ponieważ jest baaaardzo kolorowa. Rafa tutaj jest rzeczywiście niezwykła, czujesz się jakbyś pływał po cudownym, kolorowym ogrodzie 🙂 Ale jedna rzecz jest bardzo irytująca. Obok nas byli na łódce ludzie, którzy tak krzyczeli, że gdyby nie to, że dokarmiali ryby, to pewnie by wszystkie wypłoszyli.  Poza tym, nie powinni karmić rybek, bo to dla nich niebezpieczne! 🙁 

Now we are changing our boat because we are going to more rough sea. When we were snorklelling the crew moved all our stuff tto the other boat. Do you know that Kaloi told us at the end of our trip in Coron that he was a bit scared because it was a place of pirates? And he didn’t know before the cre of the second boat. So he was a little afraid but he didn’t want to scare us! I am glad he didn’t tell us 😉

Zapomniałem napisać, że był niezły numer, kiedy zmienialiśmy łódkę. Musieliśmy ją zmienić, bo wypływaliśmy na bardziej wzburzone morze i potrzebowaliśmy większej łodzi. Załoga przeprowadziła nasze rzeczy w czasie, kiedy my snorkelowaliśmy. Dopiero na końcu rejsu w Coron Kaloi powiedział nam, że trochę się bał, bo to miejsce, gdzie zmienialiśmy łódż, jest znane jako miejsce spotkań piratów. A on nie znał wcześniej tej załogi, do której się przeprowadzał, więc miał trochę stracha. Cieszę się, że nam nie mówił wcześniej 🙂 

After Coral Garden we went to another small island. We stopped there in the village to see some big fish. The fishermen let me take some of them to make a picture. They were soo heavy! On the way we saw a cock-fight. men in the Philippines are very excited about these fights, but for me it is terrible. They even tie knives to their feet. 🙁 I don’t want to talk about it here, because it’s so brutal. It’s a tradition in the Philippines but I don’t like it 🙁

Po Koralowym Ogrodzie dopłynęliśmy do kolejnej malutkiej wysepki. Zatrzymaliśmy się tam, aby zobaczyć wielkie ryby, które łowią tamtejsi rybacy. Udało mi się nawet niektóre wziąć w ręce – ale one są ciężkie!  Po drodze oglądaliśmy też walkę kogutów. Mężczyźni na Filipinach bardzo się ekscytują tymi walkami, ale jak dla mnie wygląda to strasznie! Zwłaszcza, że oni doczepiają tym kogutom to łapek …. noże.  Nie chcę o tym więcej pisać, bo to bardzo brutalne. Wiem, że to tradycja na Filipinach, ale mnie się ona nie podoba 🙁 

Finally, we came to Malcapuya island where we will spend our last night. The island was unbelievable! It was completely deserted, we were the only people there. There was a spectacular beach with white sand and many huge shells. Kaloi told us that there are reef sharks there and we can find them. So we went snorkelling, but we didn’t see any. Maybe another time. After dinner we were sitting on the beach very long and told different stories. This was our last day of the cruise and we wanted to enjoy it. There was full moon and the island looked so magical! It was one of the most beautiful places I have ever seen.

Wreszcie, dopłynęliśmy na wyspę Malcapuya, gdzie spędzaliśmy ostatnią noc. To kolejne miejsce, które wygląda jak z jakiegoś filmu przygodowego! Całkowicie pusta wyspa, na której jesteśmy jedynymi ludźmi 🙂 Na plaży był fantastyczny biały piasek i ogromne muszle. Kaloi powiedział, że wieczorem pojawiają się tam rekiny rafowe, więc popłynęliśmy ich szukać. Snorkelowaliśmy przez chwilę, ale żadnego nie spotkaliśmy. Może następnym razem. Po kolacji długo siedzieliśmy na plaży i opowiadaliśmy sobie różne historie. To był nasz ostatni dzień rejsu i chcieliśmy się jeszcze nacieszyć. Była pełnia księżyca i wyspa wyglądała magicznie! To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałem.

Ok, we slept well. When we woke up the view was so beautiful! We went to make some pictures and talked about our plan for the last day:

 

  • breakfast
  • some sailing with the boat
  • lunch
  • snorkeling on the shipwreck
  • Hidden Beach
  • Barracuda Lake
  • Coron

 

We’ve eaten our breakfast. After some sailing we are going snorkeling to a shipwreck. Three… two… one… jump!!! I was a bit sleepy, but when I jumped into water it was so cold that I woke up immediately. Oh it is co-co-cold. Oh, my goodness, it’s so great here, but very deep. I can see some divers below. There are bubbles coming up 🙂 It’s fun to try to catch them.

Spało nam się dobrze, a widok jaki zobaczyliśmy rano z namiotu po prostu zapierał dech w piersiach!!! Narobiliśmy setki zdjęć, obeszliśmy całą wyspę i omówiliśmy plan na ostatni dzień. Oto jak on wyglądał:

  1. śniadanie
  2. trochę pływania łódką
  3. obiad
  4. snorkelowanie na wraku
  5. Hidden Beach
  6. Barracuda Lake
  7. Coron

Zjedliśmy śniadanie, a potem popłynęliśmy łódką do wraku, gdzie mieliśmy nurkować. Trzy… dwa… jeden… skok!!! Byłem trochę śpiący, ale kiedy wskoczyłem do wody była tak zimna, że od razu się obudziłem 😉 Zi – zi – zimno. Brrr! Kurczę, strasznie głęboko. Widzę nurków na dole. O, lecą bąbelki. Fajnie jest je łapać w ręce.

After the shipwreck we went to the Hidden Beach. The boats can’t get there because the water is too shallow. My parents went there swimming, but I was going with Kaloi by canoe, because the sea was very rough and the current very strong. Hidden Beach was quite nice but not so spectacular. It was really ‚hidden’ behind the rocks and when we got there the sea was shallow, calm and quiet. I took a canoe from Kaloi and paddled a little around. It was great 🙂 But now, we have to go. We need to get to Barracuda Lake before it gets dark. On the boat Kaloi prepared a desert. Wow, how beautiful! He made a watermelon in the shape of a flower!!!

Później popłynęliśmy na Ukrytą Plażę. Łódki nie mogą tam wpłynąć, bo woda jest zbyt płytka. Rodzice sami tam dopływali, ale morze było naprawdę silnie wzburzone, prąd bardzo silny i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jestem za lekki i mogę nie dać rady. Wolałem nie ryzykować, więc Kaloi zabrał mnie kajakiem. I całe szczęście! Normalnie przeskakiwaliśmy tym kajakiem przez fale, które wyrzucały nas w górę. Miałem niezłą jazdę 😉 Jak dotarliśmy okazało się, że plaża jest dość ładna, ale nie spektakularna. Była ukryta między skałami i morze było już płytkie, spokojne i łagodne. Wziąłem kajak od Kaloia i popływałem sobie dookoła. To było super 🙂 Dosyć szybko stamtąd odpłynęliśmy, bo musieliśmy dotrzeć do Jeziora Barakud, zanim zrobi się ciemno. Na łodzi Kaloi przygotował nam deser. Wow, ale jaki to był deser – podał nam arbuza w formie kwiatu!!!

Barracuda Lake sounds scary! From the boat we had to swim a little and later walk on the boardwalk between the rocks. My Mum didn’t want to swim anymore, so I went snorkeling with my Dad. I am sad cause we haven’t seen any barracudas. 🙁  Kaloi told us that once there were many of them here, but now there is only one in the whole lake :). But we have seen a very very big shrimp! Hurray! Barracuda Lake is very interesting because it has „brakish water” – a mixture of freshwater nad seawater. And the lake is beautiful because it’s very very deep and the water is so clean that you can see many, many meters below.

Jezioro Barakud brzmi groźnie! Z łodzi musieliśmy tam dopłynąć sami, a potem przejść po takich drewnianych mostkach, przez skałki. Po drugiej stronie było wieeelkie jezioro.  Mama nie chciała już pływać, więc my z tatą poszliśmy posnorkelować. Smutno mi było, bo nie zobaczyliśmy żadnej barakudy 🙁 Kaloi powiedział, że kiedyś było ich tam dużo, ale teraz jest tylko jedna w całym jeziorze 🙂 Nieźle, co?  Ale za to zobaczyliśmy bardzo bardzo wielką krewetkę! Hurra! Jezioro Barakud jest interesujące, bo woda w nim jest „słonawa”, czyli mieszanina wody morskiej i słodkiej. Dziwne, nie? Poza tym to jezioro jest super głębokie i jak płynie się przy brzegu, to widać skały w dół, które ciągną się w nieskończoność.

After Barracuda Lake we went to Coron. This is the end of our great cruise. 🙁 I will miss this beautiful small islands, beaches, clownfish 🙂 and the sea and Kaloi and everything here. But on the other hand now we are going to a black magic island 🙂 Next post will be about… Siquijor. 🙂

Prosto z Jeziora Barakud popłynęliśmy już do Coron. To koniec naszego superrejsu 🙁 Będę tęsknił za tymi małymi pięknymi wysepkami, plażami, błazenkami 🙂 Kaloiem i wszystkim tutaj. Ale z drugiej strony ucieszyłem się, bo po rejsie lecimy na … wyspę czarnej magii.  🙂 O tym, co można robić na Siquijorze przeczytacie w następnym poście 🙂 

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/feed/ 15