Philippines – PlanetKIWI – Simon's travel blog https://planetkiwi.pl PlanetKIWI - Simon's travel blog Wed, 05 Jun 2019 20:38:23 +0000 pl-PL hourly 1 Siquijor – like a fish in water ;) https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/ https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/#comments Wed, 02 Nov 2016 17:27:13 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7775 🇬🇧 This time I will tell you about cock-fighting and scuba-diving in the Phillipines, Siquijor island…
🇵🇱 Tym razem opowiem Wam o walkach kogutów oraz o nurkowaniu na Filipinach, na wyspie Siquijor… 

I don’t have a PADI certificate yet, but I hope to make it soon 🙂 This is my dream!But before we start diving I want to tell you about some other things, different than that about which I wrote in my previous posts from Siquijor: Siquijor fish eating my hands, Siquijor – motorbiking in witch island. Driving around the island we also saw a beautiful mangrove forest and the butterfly farm. The butterflies were beautiful, but the most beautiful were black and red caterpillars.

Nie mam jeszcze uprawnień Padi, ale może niedługo uda mi się zrobić 🙂 Takie mam marzenie! Ale zanim opowiem o nurkowaniu, to chcę Wam pokazać, że oprócz rzeczy, o których pisałem w poprzednich postach o Siquijor: Siquijor fish eating my hands, Siquijor – motorbiking in witch island. Można tam zobaczyć jeszcze piękny las mangrowcowy i farmę motyli. Motyle były słodkie, ale dla mnie najfajniejsze były wielkie czarno-czerwone gąsiennice. Ale one wyglądają, no nie?

Of course, like everywhere in the Phillipines, on Siquijor you can see cock-fights, too. We saw them in one of the villages when we stopped to eat something. We looked around and saw a huge crowd of people on the hill. They were shouting, making funny moves with their hands and so on. We didn’t know what was the matter. Maybe a festival? When we got there i couldn’t see anything because it was so crowded. One of the men took me with him and we went in front. I was a little bit afraid that it will be bloody… Luckily, when one of the cocks was stronger and started to win, they stopped the fight. So they were not hurt. Ufff…

Oczywiście na Siquijor, tak jak wszędzie na Filipinach, również można trafić na walki kogutów. Nam udało się zobaczyć takie walki na wsi, jak zatrzymaliśmy się skuterkami, żeby coś zjeść. Stanęliśmy i okazało się, że na wzgórzu jest masa tubylców, którzy krzyczą, machają rękami i coś sobie pokazują. Myśleliśmy, że to może jakaś uroczystość. Jak doszedłem, to trudno było mi cokolwiek zobaczyć, bo taki był tłum. Ale Pan, który tam stał, zabrał mnie ze sobą i przeszliśmy do przodu. Bałem się trochę, że będzie to krwawe. Na szczęście walka była przerywana, jak tylko któryś z kogutów zaczął zwyciężać i był silniejszy. Dzięki temu nic im się nie stało. Ufff…

And now the best… diving! In Siquijor we were in a place where there were diving courses. I took a “Discover Scuba” course. First I had to put on a special suit because the water was cold and it makes you warm. Of course there was a mask, bottle, fins, boots, jacket (you have all the diving things there), air indicator (you can see there how much air you have), weight belt (you can be under water because you have it), octo (you are breathing with it). And there are so many other things like knife or a computer but those are this basic ones.

A na koniec najlepsze… nurkowanie! Na Siquijorze znaleźliśmy miejsce, gdzie były kursy nurkowe. Ja zrobiłem kurs „Discover Scuba”. Najpierw musiałem założyć specjalny skafander nurkowy, bo woda jest chłodna, a on utrzymuje ciepło. Oczywiście była też maska, butla, płetwy, buty, „jacket” (kamizelka, dzięki której nurkujesz i do której przymocowany jest cały sprzęt nurkowy), wskaźnik powietrza (na którym sprawdzasz, ile masz powietrza w butli), pas z ciężarkami (dzięki któremu zanurzasz się pod wodę), regulator (automat do oddychania) i octo (zapasowy aparat). Jest też wiele różnych akcesoriów, takich jak nóż czy komputer, ale te są najważniejsze.

diving-equipment

[Zdjęcie źródło/ picture source: www.aasac.btck.co.uk]

First, we had some theory and later we got into a small swimming pool and my divemaster Mitchell showed me there how to swim with all of this things (it was not so hard 🙂 🙂 ). He showed me how to pull out water from my mask which was really useful. I saw how to go up  and down or throw your regulator away and then get it again to your mouth. And the most important – I learnt the signs which divers use to communicate in water.

Najpierw mieliśmy trochę teorii, a potem zajęcia w basenie. Mój „divemaster” Mitchel (instruktor) pokazywał mi, jak pływać w tym wszystkim (to wcale nie było takie trudne 🙂 🙂 ). Uczył mnie, jak oczyszczać maskę z wody, co było bardzo przydatne. Nauczyłem się, jak podnosić się i obniżać w wodzie oraz jak odrzucać regulator, a następnie podnosić go z powrotem do ust. I najważniejsze – nauczyłem się znaków, jakimi porozumiewają się nurkowie pod wodą!

It was great, but then we went to the …………sea!!! It was awesome!!! First I was scared of the depth, but later I got used to it. I have one very funny story. I was diving at one meter. After a few minutes I though that maybe we can go deeper because we are on… I looked at air indicator thinking that we are on one meter and I saw… 12 meters!!!! Wow! Deep under the water there was a  beautiful coral reef. When there is a coral reef, there are also beautiful animals. I saw many animals like lionfish (you can read about them in my post Derawan Magic Ocean) but I also saw a fish snake!!!!! At first I didn’t know that they are dangerous. That’s why first time when I saw a snake I went deeper to look at it. But next time, when I understood that they are dangerous, I started going up when I saw it. Do you know that when such a snake bites you you will die? They were so beautiful. Black with white stripes, looked like a zebra. I love diving!!!! My uncle was also diving. He is a professional diver and he was even diving at night. Because most of the water animals go out at night I would like to go diving at night, too. I am going to take the same course as my uncle.

Było super, ale później popłynęliśmy… w morze!!! To dopiero było niesamowite!!! Na początku bałem się trochę głębokości, ale później się przyzwyczaiłem. Mam też taką śmieszną historię. Płynęliśmy sobie na głębokości jednego metra. Po kilku minutach pomyślałem sobie, że moglibyśmy zejść trochę niżej. Spojrzałem na wskaźnik głębokości i okazało się, że jesteśmy na 12 metrach!!! Wow, w ogóle tego nie zauważyłem, że zeszliśmy tak głęboko. Pod wodą była przepiękna rafa koralowa. A jak jest rafa, to są też zwierzęta. Widzieliśmy mnóstwo ryb, na przykład skrzydlicę (o której możecie przeczytać w moim poście Derawan Magic Ocean), ale najbardziej niesamowite było to, że widziałem prawdziwego węża morskiego! Z początku nie wiedziałem, że one są niebezpieczne. Dlatego obniżyłem się, żeby zobaczyć go z bliska. Dopiero kiedy instruktor powiedział mi, że one są bardzo groźne i znowu go zobaczyłem przy kolejnym nurkowaniu, wtedy szybko się odsunąłem 😉 Od ukąszenia takiego węża można nawet umrzeć!!! Na szczęście one zwykle nie atakują ludzi, bo podobno nie mogą aż tak szeroko otworzyć pyska, żeby ugryźć człowieka. Węże lądowe to potrafią, a te nie. Ale są za to przepiękne – mają biało czarne pasy i wyglądają zupełnie jak zebra. Uwielbiam nurkować!!! Mój wujek też tam nurkował. On jest profesjonalnym nurkiem i nurkował nawet w nocy. Bardzo wiele ciekawych zwierząt podwodnych właśnie wtedy wychodzi! Dlatego chciałbym kiedyś też zanurkować w nocy. Mam nadzieję, że pewnego dnia zrobię taki kurs, jaki ma mój wujek 😉

Look what I found in the water!!! I took them out only for a moment to show my parents because they were alive 😉 Our guide was surprised that we wanted to put them back in water but I was stubborn 😉

A takie cuda można było znaleźć pod wodą!!! Wyciągnąłem je tylko na chwilę, żeby pokazać rodzicom, bo były zamieszkałe 😉 Przewodnik się nawet dziwił, że chcemy je odłożyć z powrotem do wody, ale się uparliśmy 🙂

In my next post I will tell you about my trip to Sumatra or maybe about Bohol. So see you. Bye!

A w następnym poście napiszę o mojej wyprawie na Sumatrę albo o wyspie Bohol 😉 Dozo!

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/11/02/siquijor-like-a-fish-in-water/feed/ 4
Siquijor fish eating my hands… https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/ https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/#comments Sun, 02 Oct 2016 15:01:05 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7478 🇬🇧 Further part of my trip to Siquijor, in the Phillippines.

🇵🇱 O dalszej części podróży po wyspie Siquijor, na Filipinach.

Next morning we stood up and we started planning our day. I had an idea to go to waterfalls because we read that they are beautiful. We saw also that we can go there by the way where there is the oldest and the strangest tree in Siquijour. We started driving.

Następnego ranka wstaliśmy i zaczęliśmy planować nasz dzień. Wpadłem na pomysł, żebyśmy pojechali do wodospadów, bo wcześniej czytaliśmy, że są naprawdę piękne. Sprawdziliśmy, że możemy tam  pojechać drogą, przy której jest najstarsze i najdziwniejsze drzewo na Siquijorze. Ruszyliśmy w drogę.

 

After a few kilometers we arrived at our first stop, close to a village Campalanas. It was a very very old Banjan tree. My mum started taking photos. Suddenly, I saw a guy which was selling coconuts. I love them! Yummy 🙂 He cut of the top of a coconut and he gave it to us than we can drank it. He also made a funny trick. When we gave empty coconut to him (after we drank it) he cut it with a machette into two parts. Then he also cut-off a little piece from the bottom of it. It was a  spoon!!!!! This way we could it coconut pulp with this spoon. It was awesome!

Po kilku kilometrach dotarliśmy do pierwszego postoju, blisko wioski Campalanas. To było bardzo, bardzo stare drzewo Banjan. Muńka zaczęła robić zdjęcia. Nagle, zobaczyłem faceta, który sprzedawał kokosy. Uwielbiam je! Pychota 🙂 Odcinał czubek kokosa tak, żeby można go było wypić. Robił też taki śmieszny trick. Kiedy oddawaliśmy mu puste kokosy po wypiciu, przecinał je maczetą na dwie części. Potem odcinał też mały kawałek ze spodu i robił z niego taką jakby łyżeczkę!!! W ten sposób mogliśmy wyjeść pulpę ze środka. To było super!

We saw some people sitting in water next to the tree. I went there and saw that this is a natural “fish-spa”. It looked like that: some people were siting in a  small spring and there were many small fishes which were eating your dead skin!!! It was the best! I really loved it. My skin was peeling off because of sun and all the fishes were in these places. The worst was when a big fish was coming – I felt like it was eating me 😉

We spent some time at the fish spa but we had to go to the waterfalls, so we started driving again.

Zobaczyliśmy ludzi siedzących w wodzie koło tego wielkiego drzewa. Podszedłem i zauważyłem, że to naturalne „fish-spa”. Wyglądało to tak: ludzie siedzieli sobie przy małym źródełku, a w wodzie pływały maleńkie rybki, które objadały martwy naskórek!!! To było ekstra. Uwielbiam fish-spa. To naprawdę fajne uczucie, chociaż chwilami strasznie łaskocze 😉 Mnie akurat schodziła skóra z rąk od słońca i wszystkie rybki zebrały się dokładnie w tych miejscach, gdzie ona odstawała. Najgorzej jak podpływała duża ryba, bo wtedy miałem wrażenie jakby coś mnie zjadało 😉

Posiedzieliśmy tam trochę, ale mieliśmy jechać do wodospadów, więc niedługo ruszyliśmy w dalszą drogę.

When I thought about these waterfalls I imagined that there will be only small waterfall and that’s it. It was better! There were three waterfalls which had about 5-6 meters! I jumped from this waterfalls. There were also two vines. Do you know why I am telling you about them? Because I was making “Tarzan” 🙂  I caught up the wine and I started swinging on it. I swung one time and I jumped into the water. I really loved it. It was so slippery on this waterfall. Once I was running to jump from there and I fell into the water!!!!!  I was so scared then! The locals told us that there is another waterfall near. Of course, I had to see it 🙂 It was great, too, but too high to jump. Even the locals had a problem with jumping from the top because you could hit the rocks. That’s why I was bomb-jumping from a lower place. Do you like bomb-jumping?

Kiedy myślałem o tych wodospadach, wyobrażałem sobie, że to będzie tylko taki mały wodospadzik i tyle. Było o wiele lepiej! Były tam trzy wodospady, które miały po 5-6 metrów! Skakałem z nich i to było super. Były tam też takie pnącza. Wieie, dlaczego wam o tym mówię? Bo tam robiłem „Tarzana” 😉 Łapałem się za lianę i bujałem na niej, a potem skakałem do wody. Było fantastycznie. Ale nad wodospadami było też bardzo ślisko. Raz biegłem, żeby skoczyć, po czym poślizgnąłem się i wpadłem do wody. Nieźle się wtedy wystraszyłem! Miejscowi powiedzieli nam, że niedaleko jest też kolejny wodospad. Oczywiście musiałem go zobaczyć. Okazało się, że jest równie genialny, ale tam już nie udało mi się skakać z samej góry. Nawet tubylcy mieli z tym kłopot, bo trzeba było odbić się bardzo mocno i daleko, żeby się nie porozbijać o skały. Dlatego tam skakałem z niższej skałki na bombę! Lubicie tak skakać? 

After some time we had to go and I wasn’t happy about it. Few minutes later we went to a small village Cantabon. There were children playing and some coconuts drying on the road. Next we saw a big sign “Cantabon Cave” and a small building behind it. We got in there and I asked:

– Is there a cave somewhere here?

– After an hour we will be open. This is the cave. – answered a man.

– OK, we will come back after an hour – and we went away.

When we walked in the village we found a shaman. She gave us many herbs which help when you are ill. Do you remember how I told you that Siquijor is an island of witches and ghosts? We asked the shaman about the ghosts and she said: “yes, of course, it’s true, they are here” 😉 We were talking so much time with her that we didn’t know that we talked for an hour.

Po jakimś czasie musieliśmy jechać, chociaż wcale nie miałem ochoty zostawić tych wodospadów. Parę minut później dojechaliśmy do wioski Cantabon. Dzieci bawiły się na ulicy, a z boku były suszące się kokosy. Nagle zobaczyliśmy wielki napis „Jaskinia Cantabon” i jakiś mały budynek za nim. Weszliśmy do środka i zapytałem:

– Czy tu jest jakaś jaskinia?

– Tak, tu jest jaskinia. Otwieramy za godzinę. – odpowiedział mężczyzna.

– Dobrze, to wrócimy za godzinę. – odpowiedzieliśmy i poszliśmy przejść się po wiosce.

W wiosce spotkaliśmy szamankę, która dała nam różne zioła. Mówiła, że pomagają, jak się jest chorym. Pamiętacie, jak mówiłem wam, że Siquijor to wyspa czarownic i duchów? Zapytaliśmy szamankę o duchy, a ona odpowiedziała: „oczywiście, że to prawda, są tu duchy” 😉 Gadaliśmy z nią tak długo, że nawet nie zauważyliśmy, jak minęła godzina.

A few minutes later we went to the cave. The cave was awesome! We were walking there for about three hours in mud and water up to our knees. In the end we even had to swim, it was really great. There were so many stalactites and stalagmites. The guides told us not to touch them, but one time I caught the stalactite because I slipped and I would almost break my leg. It was so dangerous. Once I fell into the hole in the cave but I didn’t have time to catch the stalactite. I thought that I will never stood up. Can you imagine? There were so many funny figures and rock formations. I found a thing that looked like a shower. I even drank water from it 😉 It was great.

Kilka minut później weszliśmy do jaskini. Jaskinia była niesamowita! Szliśmy tam przez około 3 godziny w błocie i wodzie do kolan. Pod koniec musieliśmy nawet płynąć, ekstra nie?! Było tam mnóstwo stalaktytów i stalagmitów. Przewodnik mówił, że nie wolno ich dotykać, ale raz musiałem się przytrzymać jednego z nich, bo się poślizgnąłem i prawie bym złamał nogę. Było naprawdę niebezpiecznie. Innym razem wpadłem w dziurę w jaskini i już myślałem, że z niej nie wyjdę 😉 Wyobrażasz sobie? W jaskini można też było znaleźć mnóstwo pięknych figur i formacji skalnych. Znalazłem nawet taką, która wyglądała jak prysznic. Piłem z niej wodę 😉 Uwielbiam jaskinie!

In my next post I will tell you about what is my greatest fun – diving!!! So see you. Bye 😉

A w następnym poście napiszę o tym, co dla mnie było najbardziej odjazdowe – nauce nurkowania!!! Dozo 😉

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/10/02/siquijor-fish-eating-my-hands/feed/ 8
Whale shark – a shark or a whale? https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/ https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/#respond Tue, 09 Aug 2016 18:10:07 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=7311 🇬🇧 In this post I wanna take you to Oslob, the Philippinnes, snorkelling with the whale sharks!

🇵🇱 Cześć! W tym poście zabiorę Was do Oslob, na Filipinach – popływać z rekinami wielorybimi!

Before we went on a cruise form El Nido to Coron and to Siquijor – a black magic island. This time I will take you to Oslob, on Cebu island. We went there to see whale sharks. The journey was very long – first we took the ferry, then a car to another harbour, after that a second ferry and late in the afternoon we got to Oslob. In Oslob I had a henna tattoo on my hand! Henna is a natural dye and people use it to make temporary tattoos. It stays only 2-3 weeks. I had a dragon on my hand and I loved it. The guy who was making a tattoo for me was also a painter. He sold us one of his drawings. Awesome, isn’t it? Then, we went to sleep early because next day we had to get up at 5 in the morning 🙁

Byliście już ze mną na dłuuugim rejsie z El Nido do Coron, na Siquijor – wyspie magów i czarownic, a teraz czas na Oslob. Oslob leży na wyspie Cebu. Pojechaliśmy tam obejrzeć rekiny wielorybie. Podróż była bardzo długa, bo najpierw płynęliśmy promem, później samochodem do innej przystani, a potem kolejnym promem. Dopiero późnym popołudniem dotarliśmy na miejsce. Tam namówiłem rodziców, żeby pozwolili mi zrobić sobie tatuaż z henny. Henna to taki naturalny barwnik z roślin, którym miejscowi robią tymczasowe tatuaże. Taki tatuaż trzyma się 2-3 tygodnie. Ja zrobiłem sobie smoka i strasznie mi się podobał! Facet, który robił mi tatuaż niesamowicie pięknie malował. Udało się nawet namówić go, żeby nam sprzedał swój rysunek, który namalował na jakiejś tekturze. Normalnie ich nie sprzedaje, bo to tylko wzory jego tatuaży, ale tak się uparliśmy, że oderwał go od ściany i nam dał. Zobaczcie jaki mega! Później jeszcze tylko zjedliśmy kolację – oczywiście ryby, ale za to magicznie kolorowe i poszliśmy wcześnie spać, bo następnego ranka musieliśmy wstać o piątej! 🙁

Next day we woke up at the sunrise and went to see the whale sharks. First we went to a small room were the crew told us the rules. They told us that we cannot touch them and even go closer than 5 meters. They also told us that whale sharks are the biggest fish and sharks in the world!!! Do you know that whale sharks have the thickest skin of all animals? It’s very interesting, isn’t it?

Wstaliśmy o wschodzie słońca i poszliśmy oglądać rekiny wielorybie. Najpierw, zabrali nas do takiego małego pokoju, gdzie była krótka odprawa i załoga przekazała nam wszystkie zasady. Mówili, że nie wolno dotykać rekinów ani zbliżać się do nich na mniej niż 5 metrów. Mówili też, że rekiny wielorybie to największe ryby świata!!! Wiecie, że mają też najgrubszą skórę ze wszystkich zwierząt? Niesamowite, co?

Then they gave us small canoes and we could go to the sea, where the whale sharks were. We went there, jumped into the water and started snorkeling. Soon, there were about 10 whale sharks around us!!! They were so beautiful – they had blueish skin with whiteish dots. It’s interesting because every whale shark has a different pattern of this dots. It is like their fingerprints – everyone is different. Whale sharks are about 12 meters long but the biggest ever seen was about 18 meters long!!! Can you imagine?

Następnie wsadzili nas na takie małe łódki i mogliśmy wypłynąć w morze, tam, gdzie były rekiny. Popłynęliśmy i wskoczyliśmy do wody, żeby posnorkelować. Wkrótce, zobaczyliśmy około 10 rekinów wielorybich wokół nas!!! Były przepiękne – miały błękitnawą skórę i białawe plamki. Bardzo ciekawe jest to, że każdy rekin wielorybi ma inny układ plamek. Tak jak nie ma dwóch ludzi, którzy mieliby takie same linie papilarne, tak nie ma też dwóch rekinów wielorybich, które miałyby taki sam układ plamek! Super, co nie?  Te rekiny są ogromne – mają około 12 metrów długości, a największy widziany kiedykolwiek miał aż 18 metrów! Wyobrażasz to sobie?

We swam with whale sharks for about one hour and it was amazing. But one moment was a little scary, too. I was snorkeling, I turned around and saw a whale shark was swimming at me. I was so scared that I started swimming away but it was very hard because they move really quickly. Finally I did it, but I was really scared. I know that whale sharks are not dangerous to people, but I was scared that it could hit me by an accident or swallow me 🙂 and I would die. They make a huge water whirl and was afraid that it will drag me. Whale sharks eat only plankton – they swallow big amounts of water, filter it and eat plankton which floats in the water. I really loved the whale sharks. They were so huge! I have never seen anything so big!

Pływaliśmy z nimi przez godzinę i to było niesamowite. Ale w pewnej chwili nawet trochę straszne. Snorkelowałem sobie, obróciłem się i nagle zobaczyłem jak rekin wielorybi płynie prosto na mnie! Przestraszyłem się i zacząłem uciekać, ale to nie było proste, bo one poruszają się całkiem szybko. Wreszcie mi się udało, ale miałem trochę stracha. Wiem, że one nie są niebezpieczne dla ludzi, ale bałem się, że może mnie przypadkiem uderzyć albo połknąć 🙂 i umrę. Rekiny wielorybie jedzą tylko plankton – połykają wielkie ilości wody, filtrują ją i wypluwają zjadając tylko plankton, który w tej wodzie pływa. Połykając wodę otwierają baaaardzo szeroko pysk i jak zaczynają zasysać, to robi się takie ogromy lej wodny! No ja to spokojnie w całości zmieściłbym się w tym leju 🙂 Dlatego trochę się zestrachałem, jak tuż obok mnie rozwarła się taka paszcza! Machałem rękami i nogami, żeby odpłynąć od tej wielkiej zasysającej dziury 😉 Ale i tak bardzo mi się tam podobało. Te rekiny były tak niesamowicie ogromne – nigdy nie widziałem tak wielkiego stwora! 

I forgot to tell you one important thing. When we were watching the whale sharks we saw that people on the boats feed them. I was not happy about it 🙁 It’s not good for them. The whale sharks think that wherever they go they will have something to eat and it is not true. Probably, the locals do it, because when they feed them, whale sharks come close to the town and they can show them to tourists. But I would prefer if they didn’t feed them. The locals say that they care about the whale sharks and they tell tourists not to touch them or get to close. But I am not sure if it is always like this. One day I hope to see the whalesharks somewhere in the ocean. I would love that…

Aha, zapomniałem powiedzieć o jednej ważnej rzeczy. Kiedy oglądaliśmy rekiny wielorybie zobaczyliśmy, że ludzie z łódek je karmią. I to nam się nie podobało 🙁 To nie jest dla nich dobre. Potem taki rekin wielorybi myśli sobie, że gdzie by nie popłynął, to przy ludziach zawsze znajdzie jedzenie. A to nieprawda. Lokalsi karmią je, żeby rekiny przypływały blisko do miasteczka i w ten sposób zarabiają na turystach, którzy chcą je obejrzeć. Ale wolałbym, żeby ich nie karmili, bo one się uzależniają. Miejscowi co prawda starają się dbać o to, żeby nikt rekinów nie dotykał, nie zbliżał się za bardzo, ale jakoś nie wierzę, że zawsze to się udaje… Kiedyś może uda mi się je zobaczyć gdzieś na oceanie. Chciałbym tak…

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/08/09/whale-shark-a-shark-or-a-whale/feed/ 0
Siquijor – motorbiking on ‚witch island’ https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/ https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/#comments Fri, 08 Jul 2016 14:43:44 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=6949 🇬🇧 Today amazing Siquijor island. And it is really magical 😉

🇵🇱 Dziś niezwykła wyspę Siquijor. A jest tam naprawdę magicznie 😉

When we were looking for interesting places in the Philipinnes we read a lot in the internet about many islands. We liked Siquijor very much because we read that this is an island of… black magic and voo-doo. Scary, isn’t it? So we decided to go there and see 🙂

It’s not so easy to get there. First we took a plane to Manila and later from Manila to Dumaguette. From the airport we were running to catch the ferry. It was the last ferry on that day so we were a little scared. We were running with our suitcases and backpacks and it was so hot that I thought we would die. We were all sweating as if it was raining 😉 Luckily, we did it. Ufff!

Jak wybieraliśmy miejsce, gdzie chcielibyśmy jeszcze pojechać na Filipinach, to czytaliśmy w internecie masę informacji na temat różnych wysp. Siquijor najbardziej nam się spodobał, bo wszyscy pisali, że to jest wyspa… magów i czarowników voo-doo. Ale to brzmi, prawda! Postanowiliśmy to sprawdzić 😉

Na Siquijor nie jest wcale tak prosto się dostać. Najpierw musieliśmy lecieć samolotem do Manili, potem też samolotem do Dumaguette. Z lotniska dosłownie biegiem lecieliśmy na prom, bo okazało się, że za chwilę odjedzie, a raczej odpłynie nam ostatnie połączenie 😉 Na szczęście się udało! Chociaż po dłuższym biegu z bagażami byliśmy padnięci i lał się z nas pot ciurkiem.

In Siquijor we had a real luxury. We took a good hotel with a swimming pool.  But not because we wanted to lie on the towel, but… because they had a scuba diving shop there and all the equipment. Yes!!! I always wanted to try scuba-diving, but I was too young. I know I can do Padi course when I’m 10, but in Siquijor they had something special for me ;). The course was called Discover Scuba. I had to practise first, but later we went to the sea and it was absolutely amazing!!! I love it. serduszko But I will tell you more about it in my next post. And now… Siquijor.

Tutaj postanowiliśmy zaszaleć i na kilka dni wzięliśmy ekstra hotel z basenem. A wiecie dlaczego? Nie chodziło o wylegiwanie się na ręczniku, ale o to, że mieli tam instruktorów nurkowania i specjalistyczny sprzęt. Tak! Chciałem po raz pierwszy w życiu nauczyć się nurkować. No wiem, że kurs nurkowy Padi mogę robić dopiero jak skończę 10 lat, ale tutaj mogłem zrobić kurs Discover Scuba i też schodzić całkiem głęboko, a do tego w morzu! Uwielbiam to! serduszkoOpiszę to dokładnie w kolejnym poście, to wszystko zrozumiecie. Poza tym hotel okazał się hitem, bo był zupełnie pusty. A teraz Siquijor!

First day we rented motorbikes to see the whole island. I love riding on a motorbike! It’s so cool 🙂  Sometimes I think that I can travel only on motorbikes. It’s so great! We needed the bikes to get to the village because the hotel was far away from everything. When we started we had to take some petrol. Of course, a ‘petrol station’ is something completely different than in Europe. Next to the road there was a small wooden hut with glass ‘coke’ bottles full of petrol. I didn’t see any other petrol station in Siquijor. When we got there, we asked the woman there:
– Petrol?
– Yes, yes – she answered smiling – red or green?
Ooops! We had no idea. We didn’t know that they had petrol in different colours and that it was important. But it wasn’t a problem for her. She looked into the tank of the motorbike, shook it and said: green! She took a funnel and filled the tank with petrol very professionally 😉

Już pierwszego dnia wypożyczyliśmy motorbike’i, żeby móc zjechać całą wyspę. Były nam też potrzebne, żeby dojechać do wioski, bo hotel był na kompletnym odludziu. Zaraz po śniadaniu wsiedliśmy na skutery i pojechaliśmy. Jak ja uwielbiam nimi jeździć! Czasami to sobie myślę, że mógłbym podróżować tylko w ten sposób 😉 Jak wyjechaliśmy, to najpierw musieliśmy zatankować. Oczywiście stacja benzynowa tutaj jest całkiem inna niż u nas. Po prostu przy drodze stoi stragan z litrowymi butelkami po coli pełnymi benzyny. Innej stacji na Siquijorze nie zarejestrowałem. Podjechaliśmy.
– Petrol? – zapytałem na wszelki wypadek.
– Yes, yes – odpowiedziała uśmiechnięta Pani – red or green?
Ups… No tego to nikt z nas nie wiedział. Jakoś nie przyszło nam do głowy że tu jest różnokolorowa benzyna i że to ma jakieś znaczenie. Ale dla niej to nie był problem. Zajrzała do baku skuterka, potrząsnęła nim i z dumą oświadczyła:
– Green!
Wzięła lejek, butelkę i zatankowała motorki bardzo profesjonalnie 😉

Now we could go where we wanted. We took a road to the middle of the island to see the views. The road was great – narrow, not very even but completely empty. After a couple of kilometers we saw a sign “CAVE” so we stopped. It was just a piece of paper hanging on the tree. Hmmm, we didn’t expect that. We didn’t have a cave on our maps. We didn’t have headlights or anything at all to go to the cave. Luckily, there were some boys form the village sitting there.
– Cave here? – we asked looking at the sign.
– Yes, yes – they showed us that we can go.
It was a “wild” cave so there was no entrance, no tickets, nothing. So what now? We wanted to see it but we didn’t have any equipment. And we couldn’t get in that hole without a torch. We started talking to the boys. A little bit in English, a little bit with our hands 😉 and one of them ran to the village. After 5 minutes he came back with a torch. He gave us a torch and sat down. Hmm, but we don’t know the place… I pointed at him and asked:
– Go with us, please?
They talked for a moment and chose two of them who went with us as our guides. It was great! We thought it would be a couple of meters only, but no. The cave was very, very looong and there was a small stream inside. We had to walk in water and mud. It was very slippery, too. We had to squeeze between the rocks, sometimes even crawl! Because we had only one small torch often we didn’t see very well. But the boys were helping us, holding our hands. After 10 minutes we were all in mud and we didn’t care about the clothes. The cave was so suuuper!! Real survival! Only my uncle sometimes was saying that we will never leave the cave or – if we leave – he will kill us 😉 But he loves making jokes all the time. You know, he was in such a cave for the first time. Real hardcore!!! But after half an hour I started to worry, too. I read Tom Sawyer recently and I remembered a story of Indian Joe who died in the caves. Brrr! It started getting a little scary…
– How far to the end – I asked the boy next to me. He was taking care of me all the time.
– Five minutes – he answered.
After another 15 minutes I asked him again. What do you think he said? Of course: 15 minutes 😉 The whole cave took us about an hour and a half. I think it was a great start to see the island!

No to teraz mogliśmy już jechać, gdzie chcieliśmy. Wybraliśmy drogę w głąb wyspy, żeby pooglądać widoki. Droga była superaśna – wąziutka, może niezbyt równa, ale za to kompletnie pusta. Już dosłownie po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się, bo zauważyliśmy napis na zwykłej kartce przywieszonej na linkach do gałęzi: „Cave”. Oooo, tego się nie spodziewaliśmy, bo na mapie nie było zaznaczonej żadnej jaskini w tym rejonie. Nie byliśmy też kompletnie przygotowani, nie mieliśmy ze sobą nawet czołówek – to miała być tylko przejażdżka. Na szczęście przy drodze siedzieli chłopcy z wioski.
– Cave? – pokazaliśmy na dziurę w ziemi.
– Yes! – ucieszyli się i wskazali, że możemy wchodzić. To była dzika jaskinia, więc nie było oznaczeń i nie trzeba było kupować żadnego biletu.
Hmmm, i co dalej? Bo wszystko fajnie, ale bez latarki raczej nie próbowalibyśmy wślizgnąć się w tą dziurę. Na migi zaczęliśmy tłumaczyć, czego potrzebujemy. Chłopaki zaczęli coś gadać, przekrzykiwać się i zaraz jeden poleciał w stronę lasu, a drugi pokazał żebyśmy poczekali. Po kilku minutach chłopak wrócił z latarką. Ufff! Możemy wchodzić. Dał nam latarkę i usiadł. No tak, ale my tej jaskini nie znamy. Pokazałem na niego, na nas i na jaskinię i zapytałem najprościej jak się dało:
– Go with us, please?
Chwilę pogadali i wybrali dwóch, którzy z nami poszli.
Ależ to była jazda! Myśleliśmy, że to taka jaskinia, gdzie przejdzie się kilka metrów i już. Nic z tego. Jaskinia była baaardzo długa, szło się przez nią w wodzie i błocie, co chwilę przedzierając się przez skały. Czasami trzeba było się prawie czołgać! Do tego jeszcze co chwilę ktoś z nas lądował na pupie w błocie, bo było potwornie ślisko. Ale chłopcy pomagali nam podając nam ręce tam, gdzie było trudniej przejść. Poza tym na kilka osób mieliśmy tylko tą jedną słabą czołówkę i często nie widzieliśmy co mamy pod nogami czy nad głową. Jak ja uwielbiam takie miejsca! Po kilku minutach już nikt nie zwracał uwagi na ciuchy czy buty, bo i tak byliśmy cali brudni i mokrzy. To była normalnie walka o życie. Tylko wujek czasami dramatyzował, że już stąd nie wyjdziemy, a jak wyjdziemy to nas udusi, bo ze strachu nie może oddychać. Ale wiecie, on pierwszy raz był w takiej hardcorowej jaskini 😉 A poza tym on zawsze lubi żartować.
Po jakiejś pół godzinie drogi jednak sam zacząłem się trochę zastanawiać. A jak zabłądzimy? Niedawno czytałem Tomka Sawyera i przypomniał mi się Indianin Joe, który umarł w jaskini, bo nie mógł się wydostać. Brrr! Zrobiło się trochę straszno…
– How long to the end? – zapytałem chłopaka koło mnie. On bardzo się mną opiekował po drodze.
– Five minutes – odpowiedział.
Minęło kolejne 15 minut i znowu zapytałem. Jak myślicie, co odpowiedział? Oczywiście „five minutes” i tak kilka razy. W sumie cała jaskinia zajęła nam jakąś godzinę z hakiem… To było niesamowite! Uważam, że to był rewelacyjny początek zwiedzania wyspy 😉

After the cave we were driving the motorbikes for the whole island. The roads in the jungle were very narrow. We were passing small villages and houses. We saw kids playing and even coconuts which were drying in the sun. Finally we got to a viewpoint in the middle of the island. It was an old destroyed platform but we could get to the top. The view was sooo suuper! We could see the whole island and the sea. It was really great! 😉

Kolejny czas spędziliśmy jeżdżąc motorbike’ami po maleńkich dróżkach. Ścieżki w dżungli były naprawdę wąskie. Mijaliśmy domy, przed którymi suszyły się kokosy, bawiły się dzieci, aż dotarliśmy do punktu widokowego w środku wyspy. To była taka stara zdezelowana platforma, na którą można było wejść. No oczywiście, że weszliśmy! Widok był niezwykły – cała wyspa, aż do morza. Warto było się tam wskrabywać 😉

It turned out that the island is really not very touristy – the locals told us that many people are afraid of coming there because of black magic and voo-doo. There were only two places on the other side of the island where there were some tourists. But on this side there was no place to eat. No restaurants in the villages, only small local shops. After the whole day on the motorbikes we were really hungry. So we decided to go to the sea. Maybe we will find something there. Well, not necessarily…

After a long time we found a very nice guesthouse but it was… completely empty. Not even one guest! Beautiful place on the rocks close to the sea, with nice cottages and a swimming pool and no people!!! A lady there was so nice that she told us they can prepare some food for us. Great, I was so hungry! So we sat down, ordered some food and waited. After an hour I started asking when we will get our food. I know that in Asia people do not hurry and you have to wait for a long time, but my stomach was twisting. It turned out that they only started preparing the food. The lady was alone there and she had to go to the village for help and to do some shopping J Wow, it was amazing!!! I understood that we will have to wait. But OK. They were so nice. And the food was great! Later we went for a walk to the beach. When we were walking down the rocks I saw that the whole beach is moving. It was really strange. When we came closer we saw that there were millions of small crabs walking on the beach. When we got down they all hid in the sand. This species of crabs is bulding small holes in the sand and hide there. They are very funny.

Okazało się, że wyspa jest naprawdę mało turystyczna – chyba strach przed klątwą magów i voo-doo działa! Tylko na drugim końcu wyspy, przy dwóch większych miejscowościach było trochę turystów, ale tamtędy mieliśmy któregoś dnia tylko przejechać. Przez cały ten czas nie było w sumie miejsca, gdzie można byłoby coś zjeść. W wioskach po drodze knajpek brak, a my po całym dniu byliśmy porządnie głodni. Stwierdziliśmy, że wrócimy drogą przy morzu, bo tam coś musi być. No cóż, niekoniecznie…

Dopiero po dłuższym czasie udało nam się znaleźć jakiś guesthouse, który był … zupełnie pusty. Uwierzycie, że nie mieszkała tam ani jedna osoba! Genialne miejsce na skarpie przy samym morzu, z domkami, basenem i nikogo!!! Pani była na tyle miła, że zgodziła się przygotować specjalnie dla nas jedzenie, bo ja już myślałem, że umrę z głodu. Bardzo się ucieszyliśmy, zamówiliśmy co tam zaproponowała i usiedliśmy. Po godzinie zacząłem się dopytywać, co z naszym jedzeniem. Wiem, że w Azji ludzie się nie spieszą i zawsze trzeba czekać, ale czułem jak brzuch wykręca mi się na drugą stronę. Okazało się, że dopiero zaczynają przygotowywać jedzenie, bo Pani była sama i nie dałaby rady przygotować jedzenia dla naszej ekipy. Musiała więc polecieć po koleżanki ze wsi, żeby jej pomogły i zrobić zakupy… No normalnie padłem! I to wszystko specjalnie dla nas!!! Zrozumiałem, że to potrwa kolejną godzinę. Ale jak można denerwować się na kogoś tak miłego? Poleciałem trochę na plażę, pocykałem fotki i już po ponad godzinie dostaliśmy jedzenie 😉 To było najlepsze jedzenie na świecie! A na plaży widzieliśmy też jedną super rzecz. A właściwie to miliony super rzeczy. Kiedy schodziliśmy w dół w pewnym momencie zobaczyliśmy, że cała plaża się rusza. To było bardzo dziwne. Wow, dopiero po chwili zorientowaliśmy się, że to miliony krabów. Kiedy tylko podeszliśmy bliżej natychmiast wszystkie zwiały do swoich norek w piasku. Ten gatunek krabów buduje norki w piasku i chowa się w nich przed niebezpieczeństwem. Były takie słodkie. A cała plaża usiana była malutkimi kupkami piasku.

We stayed there until sunset and then returned to our hotel. Next day I was starting my scuba-diving course.  I was so exited. I will write about it in my next posts and about other parts of Siquijor, too.

Zostaliśmy tam do zachodu słońca, a potem wróciliśmy do hotelu i szybko poszliśmy spać. Następnego dnia zaczynałem swoją przygodę z nurkowaniem. Już nie mogłem się doczekać! W kolejnym poście będzie nie tylko o tym, ale też o kolejnych niezwykłych miejscach na Siquijor!

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/07/08/siquijor-motorbiking-on-witch-island/feed/ 16
Underwater forests https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/ https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/#comments Sun, 29 May 2016 10:15:09 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=5490 Hi ! In my last post Finding NEMO in the Philippines I told you about the first part of our cruise from El Nido to Coron. Now it’s time for the second part.

Cześć! W ostatnim poście Finding NEMO in the Philippines pisałem o pierwszej części naszego rejsu z El Nido do Coron. Teraz czas na część drugą!

As I wrote in my last post we came to a little village to spend the night. This village was on Culion island and it was very beautiful. I love this kind of places. There were small houses, many nice people, sweet little dogs. We could wash ourselves because the chief of the village let us use his bathroom. It was a small hut with a barell of water and a jar to splash water, but it was first fresh water during the cruise so I was very happy. This village is called „a village of ice”? That’s because they produce huge cubes of ice in the village. Fishermen during the day come there to get ice. They need it to put fishes, which they catch, into ice.

Cześć! W ostatnim poście Finding NEMO in the Philippines pisałem o pierwszej części naszego rejsu z El Nido do Coron. Teraz czas na część drugą!

Jak już pisałem dotarliśmy do maleńkiej wioski, gdzie mieliśmy spędzić noc. Wyspa nazywała się Culion i było tam przepięknie. Uwielbiam takie klimaty! Małe domki, pełno przemiłych ludzi, słodkie małe psiaki. Mogliśmy się tam też wykąpać, bo szef wioski wpuścił nas do swojej jakby łazienki. To znaczy takiego maleńkiego pomieszczenia, gdzie była beczka z wodą i garnek do polewania, a była to pierwsza słodka woda podczas rejsu, więc bardzo się ucieszyłem 😉 Ta miejscowość jest nazywana wśród tubylców „wioską lodu”, ponieważ produkują w niej wielkie bryły lodowe. W ciągu dnia rybacy przypływają po te bryły i ładują je na łodzie. Potrzebują go do przechowywania ryb, które złapią.

Ok, so now we are getting into our tents and go sleeping. But tomorrow we will be snorkelling again. I can’t wait! I must go to sleep because we will have to wake up very early. We are sleeping in the tents on the beach, but there are so many ants that I can’t sleep. I walked out of the tent and I saw that Kaloi (our guide) in making a fishing rod.  It was really basic, because it’s just a fishing line and some hooks. I wanted to go fishing but he told me that we will go there in the morning. I wanted to aks my parents but they were sleeping. We will see in the morning… Now I can try again to sleep.

Ok, pakujemy się do namiotów i idziemy spać. Jutro znów będziemy snorkelować. Już nie mogę się doczekać! Muszę się położyć, bo rano będziemy bardzo wcześnie wstawać. Śpimy oczywiście w namiotach na plaży w wiosce. Niestety było bardzo gorąco, a do tego łaziło pełno mrówek i nie mogłem usnąć. Wyszedłem z namiotu i zobaczyłem, jak nasz przewodnik Kaloi  robi wędkę. Była ona bardzo prosta – tylko linka i parę haczyków. Chciałem z nim od razu iść łowić, ale Kaloi powiedział, że przygotowuje wędkę na jutro. Chciałem zapytać rodziców, czy mogę iść połowić razem z nim, ale oni już spali. Dobra, zobaczymy rano … Teraz muszę spróbować szybko zasnąć. 

Kaloi woke me up and one of the local people took me fishing. We went with a canoe. After that we had breakfast, packed our stuff nad went on the boat. Today we are going to Coral Garden and another shipwreck. First we go to see the Coral Garden. It’s a huge place with an unreal coral reef. And there are many species of fish. Things that I like the most here are „underwater forests”. I call them this way because there are a few meters of one species of coral and it looks like an underwater forest. Oh, there are many Nemos here (clownfish). They are my favourite! So sweet! Do you know that they live inside sea anemones? The anemones sting. But the clownfish have a special strategy. They have a slime on their skin which protects them. When they go into a sea anemone, they got stung but everytime it hurts them less. This way they get immunity and they have a great safe home. Wow, there is a parrot fish, too, it’s soo colourful! The coral reef here is amazing. I love this place. However, one thing was very irritating. Next to us there were people on the boat who were so loud that if they weren’t feeding the fishes they would scare all of them away. They shouldn’t feed the fishes because it’s very dangerous to them! 🙁

Obudził mnie Kaloi, a jeden z miejscowych zabrał mnie kajakiem w morze. Z połowów wróciliśmy prosto na śniadanie, spakowaliśmy rzeczy i poszliśmy na łódkę. Dziś płyniemy zobaczyć Ogród Koralowców (Coral Garden). To wielkie miejsce z nierealną rafą koralową i mnóstwem różnych gatunków rybek. To, co najbardziej mi się podobało, to „podwodne lasy”. Nazwałem je tak, gdyż są tam kilkumetrowe ściany jednego gatunku koralowca i wygląda to zupełnie jak las, tylko pod wodą. Jest też dużo moich ukochanych rybek Nemo (błazenków). Uwielbiam je! Są takie słodkie! Poza tym potrafią bardzo fajnie chronić się przed niebezpieczeństwem. Mieszkają w takich specjalnych ukwiałach, które parzą napastników, ale błazenki mają specjalną strategię. Mają taki śluz, który powoduje, że te oparzenia je mniej bolą. Nemo wpływają do ukwiału i za każdym poparzeniem mniej je to boli i w ten sposób nabywają odporności. Po jakimś czasie już są odporne i dzięki temu mają bezpieczne mieszkanie. Ciekawa była parrotfish, czyli ryba papuga. Ma ona taką nazwę, ponieważ jest baaaardzo kolorowa. Rafa tutaj jest rzeczywiście niezwykła, czujesz się jakbyś pływał po cudownym, kolorowym ogrodzie 🙂 Ale jedna rzecz jest bardzo irytująca. Obok nas byli na łódce ludzie, którzy tak krzyczeli, że gdyby nie to, że dokarmiali ryby, to pewnie by wszystkie wypłoszyli.  Poza tym, nie powinni karmić rybek, bo to dla nich niebezpieczne! 🙁 

Now we are changing our boat because we are going to more rough sea. When we were snorklelling the crew moved all our stuff tto the other boat. Do you know that Kaloi told us at the end of our trip in Coron that he was a bit scared because it was a place of pirates? And he didn’t know before the cre of the second boat. So he was a little afraid but he didn’t want to scare us! I am glad he didn’t tell us 😉

Zapomniałem napisać, że był niezły numer, kiedy zmienialiśmy łódkę. Musieliśmy ją zmienić, bo wypływaliśmy na bardziej wzburzone morze i potrzebowaliśmy większej łodzi. Załoga przeprowadziła nasze rzeczy w czasie, kiedy my snorkelowaliśmy. Dopiero na końcu rejsu w Coron Kaloi powiedział nam, że trochę się bał, bo to miejsce, gdzie zmienialiśmy łódż, jest znane jako miejsce spotkań piratów. A on nie znał wcześniej tej załogi, do której się przeprowadzał, więc miał trochę stracha. Cieszę się, że nam nie mówił wcześniej 🙂 

After Coral Garden we went to another small island. We stopped there in the village to see some big fish. The fishermen let me take some of them to make a picture. They were soo heavy! On the way we saw a cock-fight. men in the Philippines are very excited about these fights, but for me it is terrible. They even tie knives to their feet. 🙁 I don’t want to talk about it here, because it’s so brutal. It’s a tradition in the Philippines but I don’t like it 🙁

Po Koralowym Ogrodzie dopłynęliśmy do kolejnej malutkiej wysepki. Zatrzymaliśmy się tam, aby zobaczyć wielkie ryby, które łowią tamtejsi rybacy. Udało mi się nawet niektóre wziąć w ręce – ale one są ciężkie!  Po drodze oglądaliśmy też walkę kogutów. Mężczyźni na Filipinach bardzo się ekscytują tymi walkami, ale jak dla mnie wygląda to strasznie! Zwłaszcza, że oni doczepiają tym kogutom to łapek …. noże.  Nie chcę o tym więcej pisać, bo to bardzo brutalne. Wiem, że to tradycja na Filipinach, ale mnie się ona nie podoba 🙁 

Finally, we came to Malcapuya island where we will spend our last night. The island was unbelievable! It was completely deserted, we were the only people there. There was a spectacular beach with white sand and many huge shells. Kaloi told us that there are reef sharks there and we can find them. So we went snorkelling, but we didn’t see any. Maybe another time. After dinner we were sitting on the beach very long and told different stories. This was our last day of the cruise and we wanted to enjoy it. There was full moon and the island looked so magical! It was one of the most beautiful places I have ever seen.

Wreszcie, dopłynęliśmy na wyspę Malcapuya, gdzie spędzaliśmy ostatnią noc. To kolejne miejsce, które wygląda jak z jakiegoś filmu przygodowego! Całkowicie pusta wyspa, na której jesteśmy jedynymi ludźmi 🙂 Na plaży był fantastyczny biały piasek i ogromne muszle. Kaloi powiedział, że wieczorem pojawiają się tam rekiny rafowe, więc popłynęliśmy ich szukać. Snorkelowaliśmy przez chwilę, ale żadnego nie spotkaliśmy. Może następnym razem. Po kolacji długo siedzieliśmy na plaży i opowiadaliśmy sobie różne historie. To był nasz ostatni dzień rejsu i chcieliśmy się jeszcze nacieszyć. Była pełnia księżyca i wyspa wyglądała magicznie! To jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie kiedykolwiek widziałem.

Ok, we slept well. When we woke up the view was so beautiful! We went to make some pictures and talked about our plan for the last day:

 

  • breakfast
  • some sailing with the boat
  • lunch
  • snorkeling on the shipwreck
  • Hidden Beach
  • Barracuda Lake
  • Coron

 

We’ve eaten our breakfast. After some sailing we are going snorkeling to a shipwreck. Three… two… one… jump!!! I was a bit sleepy, but when I jumped into water it was so cold that I woke up immediately. Oh it is co-co-cold. Oh, my goodness, it’s so great here, but very deep. I can see some divers below. There are bubbles coming up 🙂 It’s fun to try to catch them.

Spało nam się dobrze, a widok jaki zobaczyliśmy rano z namiotu po prostu zapierał dech w piersiach!!! Narobiliśmy setki zdjęć, obeszliśmy całą wyspę i omówiliśmy plan na ostatni dzień. Oto jak on wyglądał:

  1. śniadanie
  2. trochę pływania łódką
  3. obiad
  4. snorkelowanie na wraku
  5. Hidden Beach
  6. Barracuda Lake
  7. Coron

Zjedliśmy śniadanie, a potem popłynęliśmy łódką do wraku, gdzie mieliśmy nurkować. Trzy… dwa… jeden… skok!!! Byłem trochę śpiący, ale kiedy wskoczyłem do wody była tak zimna, że od razu się obudziłem 😉 Zi – zi – zimno. Brrr! Kurczę, strasznie głęboko. Widzę nurków na dole. O, lecą bąbelki. Fajnie jest je łapać w ręce.

After the shipwreck we went to the Hidden Beach. The boats can’t get there because the water is too shallow. My parents went there swimming, but I was going with Kaloi by canoe, because the sea was very rough and the current very strong. Hidden Beach was quite nice but not so spectacular. It was really ‚hidden’ behind the rocks and when we got there the sea was shallow, calm and quiet. I took a canoe from Kaloi and paddled a little around. It was great 🙂 But now, we have to go. We need to get to Barracuda Lake before it gets dark. On the boat Kaloi prepared a desert. Wow, how beautiful! He made a watermelon in the shape of a flower!!!

Później popłynęliśmy na Ukrytą Plażę. Łódki nie mogą tam wpłynąć, bo woda jest zbyt płytka. Rodzice sami tam dopływali, ale morze było naprawdę silnie wzburzone, prąd bardzo silny i wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że jestem za lekki i mogę nie dać rady. Wolałem nie ryzykować, więc Kaloi zabrał mnie kajakiem. I całe szczęście! Normalnie przeskakiwaliśmy tym kajakiem przez fale, które wyrzucały nas w górę. Miałem niezłą jazdę 😉 Jak dotarliśmy okazało się, że plaża jest dość ładna, ale nie spektakularna. Była ukryta między skałami i morze było już płytkie, spokojne i łagodne. Wziąłem kajak od Kaloia i popływałem sobie dookoła. To było super 🙂 Dosyć szybko stamtąd odpłynęliśmy, bo musieliśmy dotrzeć do Jeziora Barakud, zanim zrobi się ciemno. Na łodzi Kaloi przygotował nam deser. Wow, ale jaki to był deser – podał nam arbuza w formie kwiatu!!!

Barracuda Lake sounds scary! From the boat we had to swim a little and later walk on the boardwalk between the rocks. My Mum didn’t want to swim anymore, so I went snorkeling with my Dad. I am sad cause we haven’t seen any barracudas. 🙁  Kaloi told us that once there were many of them here, but now there is only one in the whole lake :). But we have seen a very very big shrimp! Hurray! Barracuda Lake is very interesting because it has „brakish water” – a mixture of freshwater nad seawater. And the lake is beautiful because it’s very very deep and the water is so clean that you can see many, many meters below.

Jezioro Barakud brzmi groźnie! Z łodzi musieliśmy tam dopłynąć sami, a potem przejść po takich drewnianych mostkach, przez skałki. Po drugiej stronie było wieeelkie jezioro.  Mama nie chciała już pływać, więc my z tatą poszliśmy posnorkelować. Smutno mi było, bo nie zobaczyliśmy żadnej barakudy 🙁 Kaloi powiedział, że kiedyś było ich tam dużo, ale teraz jest tylko jedna w całym jeziorze 🙂 Nieźle, co?  Ale za to zobaczyliśmy bardzo bardzo wielką krewetkę! Hurra! Jezioro Barakud jest interesujące, bo woda w nim jest „słonawa”, czyli mieszanina wody morskiej i słodkiej. Dziwne, nie? Poza tym to jezioro jest super głębokie i jak płynie się przy brzegu, to widać skały w dół, które ciągną się w nieskończoność.

After Barracuda Lake we went to Coron. This is the end of our great cruise. 🙁 I will miss this beautiful small islands, beaches, clownfish 🙂 and the sea and Kaloi and everything here. But on the other hand now we are going to a black magic island 🙂 Next post will be about… Siquijor. 🙂

Prosto z Jeziora Barakud popłynęliśmy już do Coron. To koniec naszego superrejsu 🙁 Będę tęsknił za tymi małymi pięknymi wysepkami, plażami, błazenkami 🙂 Kaloiem i wszystkim tutaj. Ale z drugiej strony ucieszyłem się, bo po rejsie lecimy na … wyspę czarnej magii.  🙂 O tym, co można robić na Siquijorze przeczytacie w następnym poście 🙂 

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/05/29/underwater-forests/feed/ 15
Finding NEMO in the Philippines https://planetkiwi.pl/2016/05/06/finding-nemo-in-the-philippines/ https://planetkiwi.pl/2016/05/06/finding-nemo-in-the-philippines/#comments Fri, 06 May 2016 12:28:15 +0000 http://planetkiwiblog.com/?p=5218 Hi! Today I want to tell you about the Philippines. This is a country of many, many islands. Each of them is different.

Cześć! Dziś opowiem Wam o Filipinach. To kraj wielu, wielu wysp, a każda z nich jest inna.

First we went to Palawan. Most people go to Palawan for snorkelling and scuba-diving because there are beautiful reefs there. And many small islands where you can stop. People go „island-hopping” which means that they take a boat for one day and go from one island to another and come back to the hotel for the night. We decided to do it in a different way. We rented a boat for 4 days and took a cruise from El Nido to Coron. It is a very, very long way.

Najpierw polecieliśmy na Palawan. Większość ludzi odwiedza Palawan ze względu na snorkeling i nurkowanie, bo są tam przepiękne rafy. I mnóstwo maleńkich wysepek, gdzie można się zatrzymać. Ludzie pływają na wycieczki zwane „island-hopping”, co oznacza, że biorą łódkę na cały dzień i pływają z wyspy na wyspę, a na noc wracają do hotelu. My zdecydowaliśmy się na coś innego. Wynajęliśmy łódź na 4 dni i zrobiliśmy sobie rejs z El Nido do Coron. To bardzo, bardzo długa droga.

First we took a flight from Manila, the capital of the Philippines, to el Nido. We had a very small plane which takes tourists to the resorts in El Nido, because the airport in El Nido is too small for normal planes. The terminal in Manila for our airline was very funny. I have never seen anything like this. There were small tables for passengers, tea and coffee and even food. Very nice.

When we landed in El Nido, we saw how small the airport was. There was no real building, only a small wooden hut where we got some welcome drinks and waited for our luggage. There we met Nicolien, a lady who organised our cruise. The guys came with our baggage on the trolleys and evereyone picked up their stuff.  We took tricycles and went to El Nido town. I don’t know how the drivers managed to put all our luggage on the tricycles, because they were really small, but somehow they made it.

Najpierw polecieliśmy z Manili, stolicy Filipin, do El Nido. Lecieliśmy malutkim samolotem, który zabiera turystów do resortów w El Nido, bo lotnisko w El Nido jest zbyt małe dla normalnych samolotów. Terminal tych linii lotniczych w Manili był bardzo śmieszny. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Małe stoliczki dla pasażerów, kawa, herbata, nawet jedzenie. To było bardzo miłe.

Kiedy wylądowaliśmy w El Nido zobaczyliśmy, że lotnisko jest rzeczywiście baaardzo malusieńkie. Nie było prawdziwego budynku, tylko mała drewniana chatka, gdzie dostaliśmy na powitanie coś do picia i czekaliśmy na bagaże. Tam poznaliśmy Nicolien, dziewczynę, która organizowała nam rejs. Kiedy ludzie z obsługi przyjechali z bagażami na wózkach, wszyscy zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę tricykli. To takie śmieszne trójkołowe motorko-taksówki. Nie mam pojęcia jak ci kierowcy zdołali załadować nasze bagaże, bo te tricykle były naprawde niewielkich rozmiarów. Do każdego z nich weszły dwie osoby i cała tona naszych rzeczy. Ale jakoś dali radę. Tricyklami pojechaliśmy do miasteczka.

The boat waited for us there. We changes our clothes to the swimming suits (it was very funny because there was no place to change, so we hid behind a counter in a small shop 🙂 When we got to the beach I saw a beautiful, blue sea. It was amazing. And our boat was painted like a rainbow – in many colours. The crew took our suitcases and backpacks and carried it on their heads to the boat. We came in water and walked to the boat, too. The boats in the Phillipines are very funny, because they have long bamboo sticks on both sides. It makes them more stable on the waves. They look like this small insects with very long legs which „skate” on the water surface in the lakes and rivers („pond skaters”).

Tam czekała już na nas łódka. Przebraliśmy się w kostiumy kąpielowe, bo do łodzi trzeba było przejść przez kawałek morza. To było bardzo śmieszne, bo nie było gdzie się przebrać, więc schowaliśmy się za ladą w takim malutkim sklepiku przy samej ulicy 🙂 😉 Kiedy dotarliśmy na plażę zobaczyłem piękne, niebieskie morze. Było suuuper! A do tego nasza łódź była genialnie pomalowana w różne kolory – wyglądała jak tęcza. Załoga zabrała nasze walizki, plecaki i zaniosła je na głowach przez wodę do łódki. My też weszliśmy do wody aż po pas, żeby do niej dotrzeć. Łodzie na Filipinach są bardzo śmieszne, bo mają po obu stronach bardzo długie bambusowe drągi. Dzięki temu są bardziej stabilne na falach. Wyglądają jak nartniki – takie śmieszne owady, które mają strasznie długie nogi i ślizgają się po wodzie na stawach i rzeczkach.

On the boat we met our guide Kaloi, who took care of us for the whole cruise. He was a guide and a fantastic cook – the food he made was the best during our whole stay in the Phillipines. When we packed everything on the boat, we started sailing.

Oh, I have a good idea!  Mum, can I seat there on the front? Please… Because the boat is rocking! – I asked my mum

– Of course, you can – she answered

– Thanks! Oh, it’s great here. Like on a rollercoaster. Superrrrrrrrr, uauauaaaaa, OMG. I love it!

Na łódce poznaliśmy naszego przewodnika Kaloi, który opiekował się nami przez cały rejs. Oprócz tego, że był przewodnikiem, to był też świetnym kucharzem. Jedzenie, które robił było najlepsze jakie jedliśmy w trakcie całej podróży na Filipinach! Kiedy już zapakowaliśmy wszystko na łódkę, ruszyliśmy w drogę.

O, mam pomysł! Mamo, mogę usiąść tam z przodu łódki? Proszę…! Bo tam tak fajnie buja! – błagałem.   

– Pewnie, że możesz. – odpowiedziała.

– Dzięki! Wow, ale tu jest super. Jak na rolercosterze. Super, jupiiii! Uwielbiam to.

I stayed in front for a couple of hours. It was really funny. But after some time I got sick. Too much rocking 🙁 I had to move to the back of the boat. Suddenly my Dad looked at my hands and said: O my God! Your arms are sunburnt!!! You know, I didn’t feel it, because there was wind and the boat was rocking and it was fun. I have to be more careful!

I was getting hungry when Kaloi told us that we are staying in the first beach and we can snorkel there. Hurray! I love snorkelling and I am very curious what I will see here. My Mum is going on the left side and we (me and my Dad ) are going to the right side with my uncle Jack. Unlce Jack is calling us: come, come, quickly. Oh, my good! It’s a cattlefish. It is so big and beautiful. It is all brown and spotted and it’s as big as my leg. The corals are also very nice.

Na dziobie siedziałem parę godzin i było rewelacyjnie. Ale po jakimś czasie zrobiło mi się niedobrze. Za dużo tego bujania. 🙁 Musiałem przenieść się na tył łódki. Nagle, tata spojrzał na moje ramiona i powiedział: Boże, przecież Ty masz poparzone ręce!!! Nie czułem tego, bo był wiatr i łódka tak fajnie bujała… po prostu było ekstra. Trzeba jednak bardziej uważać na to słońce!

Trochę zgłodniałem, ale Kaloi uświadomił mi, że zatrzymujemy się właśnie na pierwszej plaży i tam idziemy snorkelować. Hurra! Uwielbiam snorkeling i jestem bardzo ciekaw, co zobaczymy. W sumie jedzenie nie jest ważne w takiej sytuacji  😉 Mama popłynęła w lewo, a my z tatą i wujkiem Jackiem w prawo.

– Chodźcie tutaj, szybko! O, Boże! To mątwa! – nagle zaczął krzyczeć.

Wow, ale ona była wielka –  jak moja noga. I do tego cała brązowa i w takie śmieszne plamki. Super! Pierwszy raz widzę mątwę. Są też ładne koralowce.

After the lunch on the beach we went back to the boat because we have a very long way to go. We will have one more stop on the way. It’s a shipwreck! We will snorkel around it!!!!!! Wow! I have never snorkelled on a shipwreck before. Ok, so we jump into the water. It’s great. And there are many clownfish (Do you remember Where is Nemo?) Clownfish are my favourite fish. I love them.

– Aaaaa! – My Mum started screaming.

– What’s the matter, Mum?

– I don’t know. Something stung me. But I don’t really know what. I am going out!

I don’t know what it was. Maybe a jellyfish? There was something on the shipwreck because my Dad got stung, too. I was lucky this time 🙂 But later I had my meeting with jellyfih, too. O, I hate them ;(

Okazało się, że na szczęście dostaliśmy też na plaży lunch, co bardzo mnie ucieszyło, bo po tym snorkelowaniu to zrobiłem się głodny jak wilk 🙂 Potem znowu wróciliśmy na łódkę i jakiś czas płynęliśmy, aż przyszedł czas na jeszcze jeden przystanek. To zatopiony wrak statku! Będziemy przy nim snorkelować!!! Wow! Nigdy jeszcze nie nurkowałem przy wraku. No to wskakujemy. Jest ekstra. I jest tu pełno błazenków. To moje ukochane rybki, uwielbiam je. Pamiętacie film „Gdzie jest Nemo?” 

– Aaaa! – nagle Mama zaczyna krzyczeć.

– Co ci się stało?

– Nie wiem, coś mnie poparzyło. Ale nie wiem, co. Wychodzę stąd! 

Nie wiem, co to było. Może meduza? Coś musiało być na tym wraku, bo później tatę też poparzyło. Ja tym razem miałem szczęście. Ale później też miałem spotkanie z meduzami. Nie znoszę ich! ;(

Now we are going to Papaya Beach. We will sleep there. The island is beautiful. Closer to El Nido there were some boats with tourists but here, we are completely alone. There was only a small group of people who were getting married. But now the are gone. We are alone on the whole beach. O, they left some candles. I have an idea:

– Dad, can I take this candles and make something like a bonfire of candles?

– Yes, I think you can. But, you know, it will be difficult, cause there is a strong wind.

But I wanted to do it. I did a small trench. I made a sand wall in front of the way, where there was wind. And I put a piece of wood on it. And at last I fired the candles.

– It’s working!!! So we have a small bonfire now 🙂 🙂 Oh, no, the wind destroyed our bonfire 🙁 Never mind! I had fun anyway.

The crew put up our tents and Kaloi made a great dinner for us. Fried fish with garlic and ginger. Yummmy! And rice with soy sauce. After dinner we went to bed. It’s so great to sleep in a tent on the beach. The night is so beautiful, and there is full moon, so it’s bright like it was still day. I love the Phillipines!!!

Teraz płyniemy na Papaya Beach. Tam będziemy spać. Wyspa jest piękna. Bliżej El Nido było trochę łódek z turystami, a tu jesteśmy zupełnie sami. Przez chwilę była tu tylko mała grupka ludzi – ktoś brał ślub. Ale już odpłynęli. Jesteśmy całkiem sami na całej plaży. O, zostawili świeczki. Mam pomysł!

– Tato, mogę zabrać te świeczki i zrobić świeczkowe ognisko?

– Tak, możesz. Ale wiesz, nie będzie łatwo, bo jest silny wiatr.

Ale ja bardzo chciałem to zrobić. Wykopałem mały rowek od tej strony, gdzie wiał wiatr. Na wierzchu położyłem kawałek drewna. I zapaliłem świeczki.

– Hurra, to działa! Więc mamy małe ognisko 🙂 🙂 O, nie, wiatr mi wszystko zdmuchnął 🙁 Nieważne, i tak miałem zabawę.

Załoga rozstawiła nasze namioty, a Kaloi przygotował super kolację. Smażona ryba z czosnkiem i imbirem. Pychota! I do tego ryż z sosem sojowym. A po kolacji poszliśmy spać. Ekstra jest spać w namiocie na plaży. A noc była niesamowita. Na dodatek była pełnia księżyca, więc było tak jasno, jak w dzień. Uwielbiam Filipiny!!!  

Next day we packed our stuff and went on a boat to see more beautiful spots. On the way we were passing many small islands. Some of them completely uninhabited, rocky and very tall. The others had beautidul beaches, sometimes private. If you have a lot o money you can rent a whole island for your holidays 😉 But I prefer our boat. The coral reef was everywhere. You could see it from the boat, and the fish too. The water is so clean that you can see everething down to many, many meters. And it is so blue! I feel like in a fairy-tale. And I am wet most of the time 🙂 I love it 🙂 At the end of the day we came to the village for the night. It was great! But I will write about it in my next post.

Kolejnego dnia raniutko zebraliśmy nasze rzeczy i popłynęliśmy oglądać kolejne cuda. Po drodze mijaliśmy setki maleńkich wysepek. Niektóre były całkowicie bezludne, skaliste i bardzo wysokie. Inne miały przepiękne maleńkie plaże, często prywatne i bardzo zadbane. Tam nawet możesz sobie wynająć całą wyspę z plażą i łodzią, jeżeli tylko masz ochotę i pieniądze. Ale to jest mega drogie, także my pozostaliśmy przy naszych marzeniach, jak to fajnie byłoby mieć taką wysepkę 😉  Wszędzie dookoła widać było rafę koralową. Tak! Dosłownie było widać – wystarczyło wychylić się i spojrzeć z łodzi, a dało się zauważyć nie tylko rafę, ale nawet ryby. Woda jest tam tak czysta, że widzisz wszystko na kilkadziesiąt metrów w głąb. Do tego ma kolor błękitny albo turkusowy. Cały czas czułem się jakbym podróżował przez krainę baśni. Oczywiście tego dnia znowu stawaliśmy w wielu miejscach, gdzie można było skorkelować. Praktycznie przez cały ten rejs ciągle byłem mokry, co bardzo mi się podobało, bo uwielbiam wodę!  Na koniec dnia dopłynęliśmy do wioski, w której był nasz kolejny nocleg. Tam było cudownie, ale o tym już w następnym poście 🙂

 

And finally, I give you a map of our cruise made by our guide Kaloi. If you wanted to go our way, you have it ready 😉 Thanks, Kaloi!

Na koniec jeszcze tylko załączam dokładny plan rejsu, narysowany przez naszego przewodnika. Jeżeli chcielibyście pojechać naszą trasą, to macie ją gotową 🙂 Dzięki, Kaloi!!!

 

Some photos in this post are by my uncle Jack – thank you!
Niektóre zdjęcia do tego posta robił mój wujek Jacek – dzięki!

]]>
https://planetkiwi.pl/2016/05/06/finding-nemo-in-the-philippines/feed/ 11